Lubię, gdy pada. Zwłaszcza nocą. W ciszy słychać każde stuknięcie jak drobnym dziecięcym paluszkiem.
Nie, nie o szyby. Nie na dole domu. Tutaj dach mamy na tyle wypuszczony, że jest jak czapka z daszkiem i deszcz nie dociera do okien. Tylko te dachowe zawsze są porządnie zmyte, a gdy jeszcze wiatr się dołączy, to także obsypane kolkami sosnowymi i oklejone listkami brzozy jak znaczkami pocztowymi.
Teraz deszcz bębni w przewodach wentylacyjnych, a srebre sznury łączące niebo z ziemią wypełniają ramę okna.
Jest dziewiąta. Piję kawę, słucham Starego Dobrego Małżeństwa, dziewczynki jeszcze śpią na poddaszu, koty nakarmione, w piecu napalone. Mąż pojechał na montaż do wielkiego miasta, a przy okazji zabierze naszego syna. Nareszcie skończył sesję i ma parę dni ferii. Odpoczynek w naszej przystani pod zielonym dachem, pomiędzy lasami.
* * *
Lubię ten mój dom, z wszystkimi jego odgłosami. Z wiatrem i deszczem w przewodach, z szumem garnków na kuchence, z muzyką wiecznie płynącą z wieży, z zapachem świec, kawy, drożdżowego ciasta, ze śmiechem i przekomarzankami naszych dzieci.
Wczoraj próbowałam bezskutecznie usnąć w ciągu dnia, ale szalone śmiechy moich córek udaremniły mi ten wyczyn:)
Siedziały wszystkie trzy w salonie na naszej wiecznie rozłożonej kanapie ( już jej nie składamy przykładnie nawet, gdy przychodzą goście, koniec z pozorami porządnej rodziny:), wszystkie przykryte jednym wielkim puchatym kocem.
– Jesteśmy gniazdowniki – śmiały się i porwawszy moją komórkę, oglądały cuda w chińskim sklepie internetowym;)
A dziwaczne nazwy produktów raz po raz wywoływały salwę zbiorowego śmiechu.
„Światło księżyca na słupku” to na przykład lampka w ksztalcie kuli, „zwisające frędzle” to kolczyki, a „zima, ciepły, zagęszczony” to rękawiczki:)
Gdy byłam mała, miałam naprawdę bujną wyobraźnię. Dość wspomnieć, że naprawdę widziałam krasnoludki mieszkające w małym domku z zapałek, stojącym na półce w pokoju. Zaglądałam przez okienko, lub rozchylałam drzwi i widziałam co robią krasnoludki:)
A moim największym marzeniem było mieć własnego gołego krasnoludka, któremu mogłabym uszyć ubranka i opiekować się nim.
– Twoje marzenie się spełniło – czasem mówią mi dzieci – masz nas.
– No tak. I nawet nagusieńcy się urodziliście. Cztery gołe krasnoludki. Wszystko się spełniło – przytakuję skwapliwie.
Moja wyobraźnia dziecka podpowiedziała mi też, że kiedyś nadejdą czasy, gdy będę miała mały własny telewizorek, w którym będę mogła oglądać wszystkie filmy siedząc w łóżku, nawet całą noc. (Rodzice oczywiście zabraniali nam oglądać wielu filmów i to z tej złości wymyśliłam mały telewizorek;)
No i czasem sama się śmieję, gdy siedzę wieczorem w łóżku i oglądam sobie co chcę w moim smartfonie. Mały telewizorek z niezliczoną ilością filmów.
Nigdy jednak, przenigdy nie wyśniłam takiej sytuacji jak ta wczorajsza. Że moje córki zakutane w biały koc, na kanapie w salonie, roześmiane od ucha do ucha będą robiły zakupy w chińskim sklepie😁
To tylko potwierdza dość starą tezę, że
” niektóre rzeczy nawet filozofom się nie śniły”.
To, że będę mogła pisać na małym ekraniku, który zawsze będę miała przy sobie, też mi nigdy do głowy nie przyszło;)
A teraz siedzę i piszę.
A tymczasem deszcz ustał, kawa skończyła się w moim kubku z fiołkami, a SDM dośpiewał już swój repertuar, więc włączę teraz Norę Jones i… czas iść zajrzeć do pieca i obierać ziemniaki na obiad.
Dobrej soboty Wam życzę🌼
Spokojnej.
A ja w pierwszych klasach podstawówki nie lubiłam pisać ( w sensie dosłownym, fizycznym – zwłaszcza że wymagano pisania piórem) i wymarzyłam maszynkę, której można dyktować i ona będzie zapisywać. No i to też jest, choć mnie na razie niepotrzebne.
U was w szkole jeszcze kazali pisać piórem? Jesteś niewiele starsza ode mnie Alu🤔
Jesteśmy w tym podobne:) Deszcz:) Mieszkamy na poddaszu – uwielbiam, gdy pada lub gdy wiatr przewala się przez dach.