zesłanie

 

Cisza

cisza

cisza

Szumi lodówka, tyka zegar, ptak śpiewa za oknem.

Blask

blask

blask

Rozlewa się z jeziora okna, potokami spływa wgłąb pokoju, muska firanki, kładzie się na stole, ślizga po obrączce na palcu.

Mrużę oczy.

Sens

sens

sens

Każdej takiej chwili, spokojnych wdechów i wydechów, równego bicia serca, niezachwianego bycia.

Dziś jest dziś.

Nie jest wczoraj, ani jutrem.

Teraz jest teraz.

Piję zeń jak kwiaty upchnięte do wazonu piją zimną wodę. Żyję dzięki tej chwili. Jestem.

Siedzę na fotelu w różowe kwiaty, ubrana w długą letnią wygodną sukienkę, odgarniam kosmyk włosów z czoła.

Cisza, blask, sens.

Jestem po trosze tymi trzema.

Może takie właśnie chwile to nasze zesłania Ducha świętego.

Ciche napełnianie się. By żyć.

Bez wichru, ognia i białych gołębi.

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 2 komentarze

wyzwalacz

 

Czasem jest też tak, że mój mąż spieszy się do pracy i nie pijemy porannej kawy razem.

Tak jest właśnie dziś.

– A kto się że mną kawy napije ? – zamarudziłam mu w ucho.

– Budź Alutkę, bo ja muszę już jechać – odpowiedział.

I pojechali.

Ale mnie szkoda budzić córkę studentkę, która w domowych pieleszach w końcu może się wyspać do woli. Postanawiam więc napić się kawy sama ze sobą. I ze swoimi myślami.

Mówiłam wam już, że nigdy się sama ze sobą nie nudzę? 🙂

Więc zakładam bluzę Lalci, bo jeszcze rano jest chłodny wiatr i wychodzę na balkon z moim kubkiem w dzikie bratki.

Ten gest, ten widok kubka odstawianego na szeroką drewnianą barierkę… Moje stare marzenie, jeszcze z czasów, gdy domu nie mieliśmy. Gdy dopiero zarys jego kreśliliśmy poszukującą kreską w naszych głowach.

– Zróbmy tu taką deskę żeby zmieścił się kubek z kawą – prosiłam wtedy męża.

 

Miliony maleńkich pragnień serca, które zostały wypelnione w tym miejscu. Nie do policzenia, nie do przebrania jak miliony ziarenek piasku.

Ale mieć tę uważność serca, by widzieć choć niektóre z nich i być wdzięcznym aż do utraty tchu.

Spojrzenie na mój kubek w tym miejscu jest wyzwalaczem. Jak te wyzwalacze fotograficzne, o których mądre strony piszą:

„Najlepsze wyzwalacze aparatu wykrywają światło i dźwięk za pomocą czułych czujników, a szybkie ujęcia są wykonywane do perfekcji bez obaw o wyczucie czasu.”

*  *  *

Mieć wbudowany w sobie czuły czujnik światła, łask najdrobniejszych. Automatyczną niemal wdzięczność, nawyk odnoszenia wszystkiego do Niego. Tego, który daje wszystko, hojną ręką, z czystej miłości.

 

I tak mi upływają kolejne minuty zapijane łyczkami czarnej, gorzkiej kawy.

Widzicie.

Nigdy nie nudzę się ze sobą. I nigdy nie jestem sama:)

Dobrego, wypełnionego dobrymi myślami dnia Wam życzę🌸

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Jeden komentarz

# znaczek 160

*  *  *

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

nowa moda

 

– Dziś słyszałem w radio o nowej modzie – prawi mężulek, gdy wracam z pracy i zasiadamy na tarasiku wspólnie wypić kawę.

– Jakaż to moda? – dopytuję.

– Ma jakąś taką modną angielską nazwę, ale ogólnie chodzi o to, żeby być niemal stale w trybie off-line – tłumaczy.

– O, widzisz – śmieję się – odkryli starą prawdę i nadali nową nazwę. A jednak natura ludzka jest mądra sama w sobie i po okresach szaleństwa, sama chce wrócić do równowagi.

– Tak. Jeden chłopak, który przeszedł na tryb off line opowiadał zdumiony, że nagle żyje spokojniej i ma tyle czasu dla siebie i na różne rzeczy, na które dotąd mu czasu brakowało.

– Na przyklad na rozmowę, bycie z rodziną, odpoczynek… – dopowiadam.

Rozmawiamy.

* * *

I tak nam płyną spokojnie minutki przy kawie i rozmowie. Za nami śmieje się dzięcioł. Jego małe już wylecialy z dziupli. Pod naszymi stopami stokrotki jak wielkie płatki śniegu skrzą się w trawie. Zapach siana miesza się z zapachem czarnego naparu. Raz po raz dolatuje inna nuta: od różowej azalii, tamaryszku, bzu.

My od dawna już jesteśmy wyautowani. Praktycznie od zawsze.

Nie bierzemy udziału w gonitwie po karierę ani duże pieniądze, nie ścigamy się z nikim na lajki, drogie auta, wielkie domy, zagraniczne wakacje, markowe ciuchy.

Znaczymy tyle, ile znaczymy. I ani deka więcej znaczeń nie potrzebujemy.

Żyjemy karmiąc się bliskością, rozmową, przekomarzankami, wspólną pracą, odpoczynkiem, modlitwą, szelestem liści, głaskaniem kotów, muzyką.

Tak, można tak żyć i być szczęśliwym.

Z dala od zgiełku świata, bez konta na fb, poza zasięgiem, oderwanym od newsów.

Miarą nie przesadzoną, ale dobrą, utrzęsioną, pełną po brzegi. Miarą na miarę człowieka, a nie bożka.

Niech więc ta nowa moda zatacza coraz szersze kręgi. Moda, by żyć po ludzku. Nie sięgać za daleko, nie pragnąć ponad miarę, nie zbierać do przesytu, nie być wszędzie i nie wiedzieć wszystkiego.

*  *  *

Wtedy stanie się to, o czym wieki temu śpiewał psalmista:

” Wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę — tak we mnie jest moja dusza.” (Ps 131, 2)

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 9 komentarzy

# znaczek 159

*  *  *

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

bujność dnia

 

Zawsze je przyniosę ze świeżym praniem do domu. Mrówki, pajączki kwiatowe i żuki wszelkiego kalibru wysypują się wraz ze skarpetkami, bluzkami i poszewkami, a potem rozbiegają po naszej sypialni w jednym mgnieniu oka.

Więc nikt się już nie dziwi temu całemu towarzystwu pomieszkującemu kątem w naszym domu.

Zresztą nastał już sezon, gdy drzwi na oścież otwarte, więc korzysta kto żyw i kto na tyle mały i sprytny, by wejść niepostrzeżenie.

Nawet koty próbują tej sztuczki, ale szybko są wypędzane spowrotem na łono natury.

A łono to zaiste coraz uroczniejsze, kwietne, bujne, seledynowo-zielone, rześkie, kwilące.

Od rana woła, by wyjść z domu.

Dziś więc po szybkiej kawie mąż wskoczył na traktorek, a ja z kubkiem niedpitej jeszcze kawy ( piję znacznie, znacznie wolniej niż on:) przemierzałam pełną rosy trawę i zrywałam stokrotki, by ocalić je od ścięcia, nacieszyć się nimi w wazonie, a potem rozsiać, by było ich jeszcze więcej. Uporczywie bowiem, rok po roku realizuję moje marzenie, by trawnik był inkrustowany na bogato moimi ulubionymi kwiatkami. Miejscami już to moje marzenie się ziściło.

A potem, późnym popołudniem, gdy już za mną szmat pracy wykonanej leżał jak dłuuugi długi wiejski pasiak, zasiadłam na patio z farbami i namalowałam je. Tak dla pewności, żeby marzenie mieć przy sobie także w te dni bardziej słotne lub zupełnie mroźne.

Moje stokrotki. Kremowo- zwiewne, podobne do truskawkowych lodów, delikatne jak zaróżowione policzki śpiącego dziecka.

Tak, wraz z bukietami też przynosimy do domu różne owadzie drobinki. Ale to już stało się normalne i nikt nie robi afery z powodu ślimaka wędrującego po framudze drzwi czy zielonej gąsiennicy, która nagle zwiesza się z łodygi kwiatu.

Pachnie wieczór, świeżo skoszona trawa zaczyna być sianem. Jego aromat przenosi w dzieciństwo, w czas wakacji u dziadków…

Ale to już inna historia.

Dziś trzeba już zamknąć drzwi.

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

# znaczek 158

*  *  *

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

kobieto…

 

– Oj, nie udała Ci się ta część życia kobiety – przyganiam Mu w duchu.

Bo oto moja przyjaciółka ze Słowacji od przed- Wielkanocy ma ciągłe krwotoki i od tego anemię. Potem koleżanka w pracy zwierza mi się, że się prawie wykrwawia.

– Tak, tak – wspomina moja mama – Pamiętam. Nie miałam sił wtedy nic robić.

A na koniec ta sama dolegliwość przychodzi i na mnie.

Nie, nie to, że jestem przerażona. Już naprawdę niejedno przeszłam w życiu. Radzę sobie. Pracuję. Uśmiecham się.

Co nie zmienia faktu, że to naprawdę trudny etap w życiu.

Więc mówię Mu nieco kapryśnie:

– Nie udało Ci się to, bo niby jaki sens ma wielodniowe, wielotygodniowe, wielomiesięczne wykrwawianie się…

i nagle moja myśl urywa się w tym miejscu i staje jak wryta wobec nagłego zrozumienia.

Tak niedawno czytałam te słowa: „w moim ciele dopełniam udręk Jezusa”.

Teraz nagle pojawiły się jak odpowiedź pisana palcem na piasku. Ramię podtrzymujące słabość, załom skały wśród wiatru.

Tak, jeśli czegoś brakowało Twojej męce, jeśli za mało Krwi wylałeś… oto my, kobiety wszystkich wieków cierpliwie, po cichu i bez rozgłosu dolewamy własną krew do kielicha.

Począwszy od niej, od tej, która 12 lat cierpiała na krwotok i u Ciebie – blada i drżąca – znalazła współczucie.

Dlatego w Ewangelii o niej napisano.

O jej chorobie bardzo intymnej i uznawanej za wstydliwą.

Byśmy się wszystkie odnalazły w niej i jej rozterce. I w Twoich oczach. I w Twoim współczującym i pełnym podziwu słowie: „kobieto, twoja wiara…”.

Ile już krwi wylałyśmy.

Więcej niż wchłonęły wszystkie pola bitewne świata.

Przy porodach, w połogu, co miesiąc, przy krwotokach, gdy kończy się nasza płodność … Nie w nimbie chwały, nie za ordery zasługi, nie pod trzepoczącymi sztandarami, nie chowane z honorami.

Ta nasza krew.

Nie jest przypadkiem.

Ani pomyłką Boga. Żadnym Jego niedopatrzeniem.

Może dzięki niej…

Kobieto, twoja wiara …

Stoi Bóg zadziwiony nad kruchą, drżącą kobietą, w której tyle mocy odnalazł.

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 4 komentarze

# znaczek 157

*  *  *

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

drobiażdżek

 

Pół niedzieli odzierałyśmy ją ze starej farby, szlifowałyśmy zadziory pilnikami do paznokci ( bo tylko takie miałyśmy), pracowałyśmy dłutkami i myłyśmy ją ciepłą wodą. Po osuszeniu nadszedł czas na mieszanie farb i pokrywanie nimi oczyszczonych powierzchni.

 

Tak, w niedzielę nie można pracować;)

– Ale to nie była praca – sama sobie odpowiada Lalcia – To była przyjemność.

– A może nawet modlitwa – dopowiadam.

Bo oto, gdy odwiedziliśmy naszą koleżankę z pracy w jej remontowanym po teściowej wiejskim domku, znalazłam w jej ogródku kapliczkę, a w niej… zniszczoną i brzydką Matkę Bożą. Ktoś namalował jej krzaczaste brwi, oczy z zezem rozbieżnym i usta w podkówkę.

Aż serce mi się ścisnęło.

– Dorotko, daj mi ją na parę dni. Ja Ją oczyszczę i pomaluję. – poprosiłam.

– Super – wykrzyknęła Dorotka i wyjęła figurkę zza drzwiczek. A potem ułożyłyśmy ją wygodnie w bagażniku naszego auta.

Tak właśnie trafiła do naszego domu, gdzie wszystkie cztery wzięłyśmy się do pracy.

Pół dnia to zajęło, ale ileż radości i jaka przyjemność zrobić coś tak prostego dla Maryi w Jej miesiącu.

Wczoraj znów odjechała, tym razem na kocyku w bagażniku Dorotki.

– Ach Rut, moja teściowa tam w niebie się cieszy, bo to ona kupiła tę figurkę. To była święta kobieta, na pewno jest już w niebie.

– Czy mogę ci jakoś zapłacić?

– Nie, ja już mam swoją zapłatę – odparłam, śmiejąc się.

Zupełnie jak Jezus wtedy przy studni, gdy powiedział uczniom, że On ma swoje jedzenie, o którym oni nic nie wiedzą:)

*  *  *

Życie jest pełne okazji do uczynienia tak prostych gestów miłości. Serce samo wyrywa się do nich przyciągane jak magnes dobrem.

Naprawdę nie trzeba umierać za wiarę, nawracać tysięcy, wygłaszać płomiennych mów ani walczyć mieczem.

W naszych zwyczajnych życiach jest tyle drobnych okazji, by wyznać wiarę, nadzieję i miłość.

Schylić głowę przed krzyżem, położyć kwiatek przed figurką, wyrwać chwasty koło kapliczki, odmówić dziesiątek na palcach podczas spaceru, przesłać całus do tabernakulum, pomyśleć: „Kocham cię” na widok kwitnącego drzewa, przetrzeć z czułością zakurzoną szybkę obrazu…

Nikt z ludzi tego nie zauważy, nie musi pochwalić ani zachwycić się. Lecz jest Ktoś, przed którego wzrokiem to nie umknie. Nawet najmniejsza dobra intencja czynu nie do końca udanego. Każdy poryw serca.

 

Z takich drobnych rzeczy jak z drobnych pociągnięć pędzlem maluje się swoje życie w objęciach Boga.

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 4 komentarze