Zwiastowanie

 

 

Nie lękaj się

Nie smuć się Ewo,

nie lękaj się poznać męża.

Choć syn twój zbroczy ręce

krwią swego brata Abla,

nie jesteś matką śmierci.

 

 

Bo córka twoja Miriam,

ta która męża nie zna,

też pocznie i porodzi.

Syn Miriam umrze,

jak wszystkie twoje dzieci, Ewo.

 

 

A jednak fiat twojej córki

tworzy szczelinę,

przez którą światło

wdziera się do grobów.

 

 

Nie smuć się Ewo,

nie lękaj się poznać męża.

Naprawdę się staniesz

matką żyjących.

 

25 marca 2023

 

Wiersz Ali MM.🌸

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Jeden komentarz

węgielki

 

 

I powstały dwie kolejne róże różańcowe🌹🌹, tym razem rodziców za dzieci.

Wczoraj byłam też na mszy z okazji rocznicy powstania trzech róż żon za mężów🌹🌹🌹

I – jakby w prezencie dla nas wszystkich znalazłam – piękny fragment listu pewnego zakonnika do Pauliny Jaricot, która jako pierwsza zakładała koła żywego różańca.

Jezuita, o. Henri Ramiere do Pauliny Jaricot pisał, że koła: „składają się z ludzi dobrych, średnich i takich, którzy mają tylko dobrą wolę (…). Piętnaście węgli: jeden płonie, trzy lub cztery tlą się zaledwie, a pozostałe są zimne. Ale zbierzcie je razem, a wybuchną ogniem! Oto właściwy charakter twojego Żywego Różańca”.

To była też odpowiedź na moje myśli, że nie płonę, lecz tylko troszeczkę się żarzę. Odpowiedź bardzo pocieszająca:)

Tak więc jesteśmy węgielkami, teraz już 20toma w każdej róży. Jeśli jeden niedomaga lub gaśnie, inne go ogrzewają i płoną podwójnym ogniem aż gasnący się rozgrzeje.

To łaska być wspólnotą.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 2 komentarze

średniowiecz

 

 

– Proszę Pani, on mi pokazał L – skarży uczeń.

Przez chwilę nie wiem co powiedzieć, bo zupełnie nie mam pojęcia czym jest wspomniane „L”. Z miny ucznia donoszącego wnoszę jednak, że to jakowaś „ubliga” ( cytując Fabiana Bohatyrowicza:), więc zareagować muszę.

– Nie widziałam, patrz w książkę, a ty nie pojazuj „L” – rzucam więc szybko i wracam do tematu lekcji. Na tyle szybko żeby się nikt nie domyślił, że nie wiem tak oczywistej rzeczy.

– Co to jest „L” ? – dopytuję w domu moje bardziej światowe córki:)

– Jakie „L”?

– Jakieś obraźliwe.

– Aaa, to pewnie „przegryw”, z angielskiego – oświeca mnie Nusia.

 

Nie nadanżam, naprawę nie nadanżam:)

 

Rozdaję w klasie stare rysunki moich byłych uczniów. Mają służyć moim obecnym jako inspiracja do pracy.

– O, ja mam rysunek kogoś, kto chyba na pterodaktylach jeszcze latał – chwali się Bartek.

– Pokaż – proszą koledzy.

– Z 2015 roku? – dziwią się jakby chodziło o średniowiecze. Co najmniej o średniowiecze;)

Dobrze, że zapomnieli, że urodziłam się w zamierzchłym XX wieku:)

 

I staram się nadanżać, choć nogi już nie te co kiedyś. Może rzeczywiście szybciej byłoby na tym pterodaktylu😁

 

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 13 komentarzy

# znaczek 145

*  *  *

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz

wiosna, ach to ty…

Wracam z pracy, słońce szajni jak szalone. Moje marzenie nabiera coraz realniejszych kształtów, bo od rana obiecuję sobie, że:

jeśli ten dzień przeżyję, po południu siądę sobie na tarasiku w pełnym słońcu i będę pić kawę, słuchając kwilenia ptaków, żurawich kluczy wracających do domu i warkotu traktorów, które rozpoczęły wiosenną orkę.

Tak sobie caly dzień obiecywałam i teraz wracając, domalowuję w wyboraźni ostatnie szczegóły wizji uszczęśliwiającej.

Więc po obiedzie wyciągam leżak i siadam na tarasiku. Z kawą muszę zaczekać, bo mężulek prosił żebym napiła się z nim, gdy on wróci.

W chwilę potem zanurzam się jednak spowrotem w głębi domu i zakładam polarek koloru fuksji.

Jeszcze chwilę potem znowu wracam do salonu po cienką kołderkę, którą zawijam sobie nogi:)

A słońce, jak na złość schowało się za chmurę i ani mu się śni grzać.

Ale przecież nie zrezygnuję z marzenia! Cały dzień spędziłam w zamkniętych pomieszczeniach! Szkoda marnować wiosny!

Nie wytrzymuję jednak i wracam po termofor i kubek gorącej kawy. Przy okazji chwytam też różaniec. Moje dziesiątki odmówię.

A słońce kpi sobie w najlepsze, zanurzając się już w odmęty chmur wszelakich.

– Hania, daj mi apaszkę – popiskuję z cicha, czując jak gardło wysiada.

Córka śmieje się i przynosi apaszkę w róże.

– Ty się tu mamo wietrzysz czy grzejesz? – pyta zaciekawiona.

– No właśnie nie wiem – odpowiadam – Chyba się wietrzo-grzeję.

Takie to uroki wiosennej aury.

 

Kończę, bo ręce kostnieją z zimna;)

Dodam tylko puentę:

Najważniejsze to mieć marzenia i konsekwentnie je realizować🌸

🙂

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 6 komentarzy

gry towarzyskie

Patrzę czasem  na zachowania ludzi obok i łapię się na myśli, że to wygląda jak jakaś gra.
Widzę i domyślam się jakie są jej zasady, ale  z reguły odmawiam udziału w niej.
Gra ma różne warianty. Dla dwóch, trzech lub wielu graczy. Rzadko samotne rozkładanie pasjansa.

Ktoś na coś przymknie oko, jeśli ktoś inny coś dla niego zrobi, ktoś walczy o coś niby w imieniu wszystkich, a tak naprawdę tylko dla samego siebie, ktoś oburza się na kogoś, choć sam jest winny, ktoś pochwali czekając pochwały, ktoś głośno podkreśla swą bezinteresowność w nadziei na nagrodę, ktoś zaczyna narzekać i biadolić, a reszta musi dołączyć jak ten chór z „Dziadów”…

Gry jak wszystkie inne zwykłe gry dziecięce. Są w niej liderzy, kanciarze, rozdawacze kart, kierownicy chóru, zwycięzcy, pionki, upokorzeni, pokonani, „zagnani w kozi róg”.

Patrzę z boku.
Nie gram.

Czasem zrobię coś, co zupełnie nie pasuje na reguł gry. Na przykład zamiast przyłączyć się do biadającego chóru, podrzucę inny radośniejszy trel. Na chwilę mój głos przebije się  jak krokus przez zmarzniętą ziemię.  I widzę konsternację i zakłopotanie na wielu twarzach, bo to trochę tak jakbym rozrzuciła talię kart lub wywróciła pionki na planszy.

Ale to tylko chwila.

Potem znowu wracają do gry, szczęśliwi, że są w swoim bezpiecznym świecie, który sami stworzyli. Tak, sami wykreowali go w swoich głowach. Wojna, kryzys, epidemia, kolejne afery, wyborcze szaleństwo, ceny węgla i paliw to tylko pretekst, by spokojnie oddać się tkaniu czarnej materii z nici beznadziei. Potem, otuleni w czarny pled, nie widzą złotej jesieni, srebrnej zimy, wiosny osnutej w pasma słonecznych promieni; tego, że mają co jeść i nie cierpią biedy; słońca nie widzą, ani dobra płynącego od ludzi. Czasem to szaleństwo jest już tak wielkie, że gest sympatii odbierają jak wbicie noża w plecy.

Jest jeszcze parę innych osób, które jak ja odmawiają udziału w tej zabawie.
Tak trudno nie dać się w nią wplątać. Nie dać się oślepić ciemności,  nie pozwolić zawinąć w czarny lepki zawój, nie zacząć krakać, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej.

Ale to jedyna droga, by uratować w sobie człowieka. I wdzięczność. I jaskółczy zachwyt. I żyć. Nie wegetować.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 10 komentarzy

Ojciec

 

 

Gdy umarł, płakałam przez wiele dni. Czułam się jak ktoś, komu zabrano dom, w którym się urodził, wzrastał, dojrzewał.

Byłam wtedy w ciąży i myślałam:

– Jeśli to dziecko się urodzi, to będzie syn. Zajmie Jego miejsce.

Lecz poroniłam w 9 tygodniu.

I znowu płakałam, leżąc na szpitalnej sali.

I nagle z dyżurki pielęgniarek, która była tuż obok, usłyszałam podekscytowany głos dziennikarza radiowego. Mówił, że oto dziś – 13 maja papież Benedykt otworzył Jego proces beatyfikacyjny.

Wtedy łzy obeschły, uśmiechnęłam się.

Nagle zrozumiałam bardzo mocno, że nie umarł ani On, ani moje trzecie dziecko.

Że oboje żyją i są tuż obok.

 

* * *

Nie znam słów, którymi mogłabym opisać kim dla mnie był i jest Jan Paweł II.

Ukrytym korzeniem mego życia, ojcem, fundamentem, o który się opieram, kołyską, w której rosłam, słowem, które mnie karmiło, tożsamością, drogą i drogowskazem jednocześnie …

Przychodzą mi do głowy różne słowa, lecz żadne nie oddaje tajemniczej więzi, jaka mnie z nim łączy.

A przecież spotkałam go tylko raz, na audiencji w 1997 roku. Mam zdjęcie z tego spotkania.

Ale nie zdjęcie jest dla mnie ważne, bo On nie jest dla mnie świętym z obrazka.

Jest kimś, kto stale jest przy mnie, kto czuwa i opiekuje się moją rodziną.

Tę swoją ojcowską opiekę objawił nam kilka lat temu, parę miesięcy przed chorobą mojego męża. Nagle, codziennie wieczorem zaczęła nam się wyświetlać godzina Jego śmierci. Na początku byliśmy tym zdumieni, potem ubawieni tym faktem, aż z czasem przyzwyczailiśmy się do niego.

Dziś, z perpektywy czasu, który upłynął, wiem, że tym znakiem chciał nas przygotować do niesienia krzyża i zapewnić, że zawsze będzie blisko.

I był, przez wszystkie te dramatyczne momenty, gdy śmierć zaglądała w oczy mojego męża i sypały się nie dające nadziei diagnozy.

Godzina 21:37 wyświetlała się nam co dzień. Nie tylko na zegarze w salonie, lecz wszędzie, gdzie to było możliwe: w aucie, na telefonie, w rogu ekranu telewizora, w szpitalu, na wyświetlaczu kuchenki mikrofalowej.

Dodawał nam otuchy jak ojciec, a my modliliśmy się, by wyprosił łaskę życia dla mojego męża. I wyprosił.

Gdy minęły te tragiczne miesiące, znak zniknął. Lecz pojawiał się znowu, uprzedzająco przez kolejnymi krzyżami, które nas w ciągu ostatnich lat dotykały.

Taki szyfr między nami a Ojcem, nasz tajemny język, porozumienie.

Boli mnie, gdy slyszę, że ktoś kpi z tej godziny, śpiewając dla zabawy „Barkę”.

*  *  *

Ostatnio znak zniknął na bardzo długi czas.

I nagle pojawił się pod koniec stycznia tego roku. Jeszcze mocniejszy i bardziej intensywny, bo już nie raz dziennie, wieczorem, lecz po wielokroć w ciągu dnia. 8:37, 11:37, 14:37, 17:37… aż do ostatnich chwil przed snem.

Wszędzie gdziekolwiek jesteśmy, w domu, na wyjeździe, razem czy osobno. Sądziliśmy więc, że nadchodzi nasz kolejny krzyż, a Jan Paweł II osłania nas swoim płaszczem.

Lecz krzyż nie przyszedł. Trochę zdziwieni czekaliśmy dalej.

I nagle dotarły do nas wieści o tym, co zostało wyemitowane w TVN.

Wszystko dociera do nas z pewnym opóźnieniem, bo od kilku lat nie mamy telewizora, nie słuchamy zbyt często wiadomości w radio, a w Internecie oglądamy tylko wybrane filmy.

Próbuję zrozumieć intencje ludzi, którzy wysuwają takie oskarżenia wobec Niego, ale nie potrafię ich przeniknąć. Jest taki rodzaj ciemności, wśród której nawet najbardziej bystre oczy sobie nie poradzą. Znam taką ciemność i fizycznie i duchowo.

Jestem zła, smutna i rozżalona jak wielu tych, dla których Jan Paweł II był i jest ojcem.

A jednocześnie wiem, że opluwanie go, to jak plucie na wodospad z nadzieją, że się skala jego czyste wody. Jego świętości nic to nie ujmuje. Żadne słowa, publikacje, insynuacje. Nas, jego dzieci jednak boli.

I to jest krzyż, który przyszedł. Już nie tylko na mnie i mojego męża. Na bardzo wielu.

 

Mam też bardzo głębokie przekonanie, że skoro Bóg zezwolił na to, wyprowadzi z tego olbrzymie dobro, jakiego się nawet nie spodziewamy.

Gdzie rozlał się grzech, tam jeszcze obficiej popłynęła łaska – pisał mój drugi opiekun św. Paweł.

Każda ciemność rozpłynie się w świetle jak bryłka lodu.

Wiosna tuż, tuż.

„Nie lękajcie się” – wołał z okna.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 12 komentarzy

# znaczek 144

 

*  *  *

Kiedy spożywamy Eucharystię dzieje się coś odwrotnego niż zwykle. Jedząc inny chleb przyswajasz go i po części za każdym razem chleb zmienia się w ciebie. Natomiast ten drugi Chleb jest silniejszy niż ty. Nie będziesz więc w stanie prze­mienić go, za to on przemieni ciebie: za każdym razem będziesz w części tym, czym jest ten Chleb .

(św. Augustyn)

 

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Jeden komentarz

diamencik

 

– Gdybym im obiecał, że za każdym razem, gdy przesuną dziesięć koralików na różańcu, dostaną mały diamencik, wiesz ilu byłoby chętnych? – mówi mój mąż.

Śmiejemy się.

Pijemy kawę i rozmawiamy jak mógłby namówić swoich kolegów, by zapisali się do róży za dzieci.

Bo z mamami nie ma problemu:)

– No tak – mówię – a tu chodzi tylko o łaskę Bożą, w którą wzbogacą swoje dzieci.

 

Gdyby to był jeden mały brylancik dziennie:)

 

Mała Teresa powiedziała kiedyś:

Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów. 

Tak wielu chciałoby uczestniczyć i przyjąć Eucharystię.

 

* * *

Jeszcze nie rozumiecie? – zadał kiedyś gorzkie pytanie Jezus. Zadał je tym, którzy byli tak blisko – swoim uczniom.

Jeden mały diamencik.

A tu tylko łaski 🙁

 

 

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 2 komentarze

# znaczek 143

 

*  *  *

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Dodaj komentarz