Zaczął się Wielki Post i – jak to zwykle u nas – od cierpienia.
Nagle, w Środę Popielcową zaczął mnie boleć ząb i dopadła mnie inna bardzo bolesna przypadłość. Ale żeby duch nie był poszkodowany, otrzymałam informację od koleżanki o personalnych atakach na mnie jako nauczyciela religii. Medialna nagonka i wrogie nastawienie rządzących nie pozostały bez echa:(
Więc boli. Wszystko.
Na ząb nie działały nawet leki przeciwbólowe, na szczęście moja dentystka wcisnęła mnie jakoś w grafik i rozwierciła ząb, bo zrobił się zgorzel i stan zapalny. Biorę antybiotyk i czekam aż ząb oczyści się z zalegającej ropy. Może za tydzień będzie już lepiej. Z drugą bolesną przypadłością będę się musiała borykać parę tygodni, a z poczuciem krzywdy w sercu może jeszcze dłużej.
Ale wiecie co?
Cieszę się, że krzyż dotknął tylko mnie. Że sama sobie z nim poradzę i poniosę raźno. Jakoś dam radę.
Bo mój mąż z ostatniej wizyty u onkologa ma tylko dobre wieści. Wszystko dobrze. Chemia działa. Rak się zatrzymał.
Mój syn dwa dni temu ze szczęściem w głosie powiedział: Zdałem!
To był trudny egzamin i zdało go może parę osób. Fundamenty:) Jak to na budownictwie.
– A wiesz jak ja się modliłam – odpowiadam mu – Do anioła stróża osoby, która będzie sprawdzała twoją pracę. O wyrozumiałość i łagodność – śmieję się.
– Nie tylko ty się modliłaś – mówi syn – Ten św. Józef z Kupertynu świetny jest – dodaje.
Alusia przyjechała, śmieją się z siostrami i chichoczą w salonie.
Za oknem słońce, tulipany wyrosły już na prawie 10 cm, ptaki kwilą, kwitnie leszczyna, w lesie obok pracuje piła, ponoć wróciły żurawie. Wiosna.
I cierpię tylko ja. Co za szczęście. Nikt więcej z tych, których kocham.
Więc to cierpienie wydaje mi się takie malutkie i prawie przyjemne.
Szepczę Mu podczas nieprzespanej nocy:
– Pomogę Ci cierpieć, będziemy to robić razem. Moje drobne boleści przykleję jak mały plasterek do Twojego cierpienia. Nic się nie zmarnuje.
Bardzo ucieszyłam się na dobre wieści. Przykro mi, że cierpisz, ale trzeba przyjąć ból i najlepiej ofiarować go w jakiejś intencji. Dużo dobrego dla całej Waszej rodzinki. Pozdrawiam serdecznie.
Tak Lenko, najczęsciej ofiarowuję za dusze w czyśću cierpiące. Ale tym razem oddałam Jezusowi, niech On wykorzysta jak chce. Da komu chce. Nic się nie zmarnuje.
Rut,jestem z Tobą,jestem z Wami cały czas.Przytulam i modlę się za Was,dziękuję za dobro które rozsyłasz❤️
Czujemy Basiu twoją modlitwę. Tyle dobra wydarza się w naszym życiu, a mój mąż jest wprost cudownie chroniony przed skutkami ubocznymi chemii. To Twoja, to Wasza modlitwa jest osłoną😘
Przytulam, Rut. Wiem, jak to boli. U nas czas nagonki i stresu właśnie się kończy… Opiszę to kiedyś dokładniej na blogu, ale wyszło na to, że ktoś napisał do MOPSu bardzo długiego maila szkalującego w okropny sposób całą naszą rodzinę (żeby było ciekawiej, ani jedno słowo nie było zgodne z prawdą… ale urzędniczkom jakoś to nie przeszkadzało). Cierpienie było duże, ale otrzymaliśmy w tym czasie też tyle pomocy i wsparcia od bliskich rodzin, że nawet nie spodziewaliśmy się takiego dobra… Bez pomocy prawnika się nie obeszło. Dobrze, że są wierzący prawnicy. Nigdy bym na to nie popatrzyła w ten sposób. Pewnie szczególnie w tym czasie, który nadchodzi, czasie medialnych nagonek, będą szczególnie potrzebni.
Dobrze, że mamy świadomość, że krzyż prowadzi do życia, a nie do śmierci 🙂
Pięknego czasu Wielkiego Postu!
Dobrze, że znaleźliście pomoc i siłę do zniesienia tego wszystkiego. Atak na rodzinę, zwłaszcza wielodzietną, zwłaszcza katolicką też jest ogromny. Ale Chrystus wie, widzi i poprowadzi nas.
Rut, jeśli chodzi o kwestie ze szkoły – spokojnie. To na pewno skończy się dobrze. Będziesz to wspominać jako babcia, siedząc w fotelu przy kominku (ja tak sobie to wyobrażam, gdy mam szkolne kłopoty – choć w sumie o żadnym kominku nie marzę:)
A wieści od onkologa to podstawa. Wspaniałe nowiny. Reszta jest do ogarnięcia.