Siedzę sobie z różańcem w salonie i nagle coś łaskocze mnie w kąciku oka.
Obracam głowę i dostrzegam to figlarne coś w rogu obrazka na ścianie:)
Zdaje się przeciągać jak kot, a potem wędruje po brzeżku złotej ramki…
Jasny promień słońca.
Przeczesał palcami liście draceny,
odbił się od lustra obrazka
zjechał po poręczy schodów,
zajrzał przez świetlik w drzwiach,
rozsiadł złotym pyłem na kociej sierści,
spłynął po karminowych policzkach korali,
pogłaskał pękaty brzuch dzbana, który ostatnio lepiłam,
i podświetlił jak lichtarzyk ostatnie kwiaty pelargonii.
Ścigałam go parę minut po całym domu, zbierałam każde jasne źdźbło.
U kresu listopada uzbierałam cały dojrzały snop światła.
Tyle spokoju w tym wpisie.
Ciekawy dzban!
i z ciekawych materiałów zrobiony;)
Rut,jak dobrze,że jesteś.Czytam wszystkie Twoje wpisy,nie zawsze komentuję,ale zawsze dziękuję Bogu za to,że tu trafiłam i że mogłam poznać Ciebie,chociaż tylko wirtualnie.🌸
Wiem, że jesteś. Dziękuję za to🌺 dobrze jest być otoczonym przyjaciółmi.
Piękny wpis 🙂
U nas dziś białe, śnieżne żniwo… i gromada bałwanów 😀
nam udało się ulepić tylko jednego małego bałwanka, ale świat był polukrowany pięknie.
Naręcza słonecznych promieni. Świetliste żniwa 😊