Siedzimy przy kuchennym stole.
Światło ze świecy pełza po jasnym blacie. Pijemy herbatę. Ksawery – ziółka, ja – czerwoną o smaku pomarańczy, a Miś kolejną kawę.
Prawie wieczór.
Rozmowę przeplatamy grubymi nićmi milczenia. Złotymi nićmi zgodnie z przysłowiem:) Im głębsza przyjaźń, tym więcej złota w kanwie.
– Niedługo będziemy mieli 18-tą rocznicę ślubu. – mówię – Nasze małżeństwo będzie pełnoletnie.
Przyjaciel ksiądz uśmiecha się z drugiego brzegu drewnianego stołu.
– To jesteście rok młodsi ode mnie. Ja w tym roku miałem osiemnastkę .
Nagle widok zamazuje się. Wzruszenie jak wierny pies ciepłym jęzorem liże serce.
Cud powołania. Szczęście ukochania swojej drogi. Jedno i drugie – dar.
Wdzięczność podmywa oczy wezbraną falą. Trzepoczą spłoszone motyle rzęs.
Dziękuję.