Ranki są chłodne. Miś ubiera Laurkę w polarek.
Już nauczył ją rozwiązywać problem z zawijającymi się przy tej okazji rękawami bluzeczki. Córka wciska rączkę, mocno trzymając brzeg materiału, a bluzeczka dziś czarna ze srebrnym serduszkiem.
– A teraz puść. – instruuje tato.
– Nie mogę. Lęka mi się zaklinowała. – sapie pociecha, usiłując w tubie rękawa rozluźnić piąstkę.
Hmmm. Zaklinowana ręka. Jeszcze kilka kursów instruktażowych i osiągniemy sukces:)
Iluż rzeczy trzeba się nauczyć w byciu człowiekiem.
Odczytywania grymasów ludzkich twarzy, intonacji na czas radości i smutku, obsługi sztućców, nazywania kolorów, mrużenia oczu w słońcu, wspinania się po schodach, trzymania mydła w dłoni, wypluwania pestek wiśni, gwizdania i dmuchania nosa, gdy katar dopadnie, odróżniania prawo od lewo, wystrzegania się pokrzywy i ostu, ostrożnej czujności przy ogniu, mówienia o sobie „ja” i wyczucia kiedy o sobie nic nie mówić , sznurowania butów, czesania włosów, trzymania kredki, zapinania guzików, splatania słów w zdania i kwiatów mleczu w wianki, picia przez słomkę, wkładania rąk w rękawy.
A to tylko najprostsze z lekcji. Bo są jeszcze miłość, wiara, ufność, odpowiedzialność, lojalność… Są jeszcze pytania: Kim jestem? Po co jestem? Dokąd zmierzam poza zmierzaniem do domu, pracy, sklepu w mroźny/słoneczny/wietrzny dzień w moje 41 urodziny?
Nie, to jeszcze nie dzisiaj:) Jeszcze chwila do tortu, może ze świeczkami i hymnu życzeniowego pt. „Sto lat”.
Ale takie myśli i pytania nie czekają na specjalne okazje. Mam je dzisiaj. Od… nie pamiętam kiedy i oby na zawsze.
Trudna sztuka zamyślania się nad swoim życiem.