– W tym roku święty Mikołaj przyniesie naszym rodakom głównie prezenty książkowe – stwierdzał proroczo spiker radiowy tuż przed Bożym Narodzeniem.
I rzeczywiście!
Ja dostałam dwa tomiki wierszy, Ala serię albumów dla początkujących tropicieli zwierząt, Laurka – 101 książeczek ( naprawdę:), a Nusia – „Jaśki”, które od razu rzuciły się świętemu w oczy, bo w formule podobnej do naszego ulubionego „Mikołajka”.
Wszyscy uradowani pogrążyli się w lekturze.
Jedni odpływają z tego świata w łódeczkach wierszy, drudzy- wręcz przeciwnie – zaczynają uważniej przyglądać się ziemi pobudzeni lekturą przyrodniczą, trzeci noszą się ze swoim pudłem z książkami i wymyślają – ku uciesze rodziny- nowe wersje bajki o brzydkim kaczątku, a ostatni – pochłonięci literaturą bądź co bądź chłopacką – miewają dylematy…
– Mamo, co to jest BIJATYKA? – pyta Nusia z tomiszczem „Jaśków” pod pachą.
– Jak ktoś się z kimś bije.
– Aaaa. Bo nie rozumiem tego słowa, a to jest w tej książce.
No tak.
Nusia ma tylko jednego brata i choć ten stara się jak może, by wprowadzić element walki w spokojne życie sióstr, to stanowczo za mało, by znać termin „bijatyka” .
Bo licznych utarczek werbalnych nazwać tak nie sposób:)