Książka wpadła mi w ręce. Nic dziwnego w domu, gdzie książki wyzierają z każdego kąta:) Niektórzy mogliby dojść do zgorszonego wniosku, że są tu wręcz w poniewierce, bo czasem jakiś słupek się obsunie i literatura ściele się na podłodze.
Tym razem jednak zielona książka Gruna leżała – jak Bóg przykazał – na półce.
Minęłam ją raz i drugi przechodząc przez pokój córki.
W końcu – nie wiedzieć jak – znalazła się w moich rękach, a karki rozchyliły się same.
Czytałam ją już nie raz. Koślawe podkreślenia świadkiem. Tym razem otworzyła mi się na tej stronie…
Nie bądźcie zgorszeni. Książki traktuję jak przyjaciół – lubię z nimi wymieniać myśli:)
Życie jest świętem, nie przykrym obowiązkiem. – powtarzałam sobie potem gryząc jabłko prosto z jabłoni. A potem jabłko dałam Laurce. Tego chcę nauczyć moje dzieci.
Ukochania życia.
Wdzięczności za nie.
Celebrowania chwil małych i dużych.
Oprawiania sekund w najlepsze wspomnienia.