Śpiewanie jest jednak czynnością nader ryzykowną dla nauczyciela.
Szczególnie na przedwiośniu, gdy wiatry zawadiaki hulają po świecie.
Tak więc wystarczyły dwie godziny lekcyjne w poniedziałek, by główne narzędzie pracy odmówiło posłuszeństwa. Struny głosowe Rut zaczęły rzewnie zawodzić, gubić samogłoski aż w końcu melodią zbliżyły się do gry na pile. I to nieco przerdzewiałej:)
Czasami tak się zdarza. Któregoś roku takie zdarzenie trwało ponad tydzień i pozostawało niemal wyłącznie porozumiewanie się z rodziną na migi.
Lekarz bez stetoskopu nie idzie do pracy, kowal bez młota w kuźni się nie pokazuje, szwaczka bez maszyny nikomu na nic nie zdatna, a nauczyciel bez głosu zbędny jest w szkole.
Rut ma więc przymusowy urlop.
– Mamo, co ty masz chore? – pyta Nusia.
– Struny głosowe.
– To ludzie mają struny?
– Tak, podobne jak w skrzypcach.
– I w gitarze?
– Tak.
– To one mielą jedzenie!!! – tonem odkrywcy u wybrzeży Indii, które potem Ameryką się okazały:)
Mielą, mielą.
Tyle, że słowa:)