– Ależ ten czas leci – westchnął klient mojego męża, spoglądając na swoje dziecko – Niedawno się urodziło, a już ma miesiąc – dodał zdziwiony.
Tu mój mąż się zaśmiał.
– To jeszcze nic – dorzucił swoje – moje dzieci niedawno się urodziły, a wczoraj trzecie zawiozłem już na studia:)
Tak, czas leci jak tkackie czółenko – cytując najmędrszą z ksiąg świata.
A my?
My za nim czasem nie nadążamy. Bo nim myśl przyzwyczai się do nowego teraz, ono już przestaje być teraz o staje się przeszłością.
Tak, nasza Nusia już jest zacną studentką zacnego kierunku i dołączyła do swego rodzeństwa w zacnym studenckim mieście.
Zaraz pierwszego dnia po przylocie do nowego gniazda, postanowiła nie zasypywać gruszek w popiele i poszła eksplorować okoliczne sklepy, targi oraz mniej okoliczne kawiarnie:) Nusia nie z tych co by grzali pupę ma zapiecku i oswajali się powoli acz sukcesywnie z zastaną rzeczywistością. Nusia po prostu zdobywa nowe światy, szybko, łapczywie i z zapałem.
– Dziś kupiłam dwie nowe książki – zameldowała mi dziś.
– A wczoraj kupiła siatkę do przeciskania warzyw i jajek – zdała relację Ala.
– Tak, bo poszłam na targ i był jakiś chłop z żelastwem, poszukałam na jego kramie i znalazłam – oznajmiła – Więc już nie musicie przywozić z domu.
– Ale chcę tego królika z kanapy. – napisała innym razem.
– To dla wnuków – odpisałam.
– Jak już będą, to im oddam. A teraz będę go kochała i spała z nim:)
– Ok, ale masz go też czasem uprać.
I tak sobie piszemy i rozmawiamy od dwóch dni, bo tyleż minęło od czasu wywiezienia jej do wielkiego miasta.
I już słyszę z oddali nasz własny głos:
” Jak ten czas szybko biegnie, dopiero zawieźliśmy ją na studia, a już je kończy” 🙂
Coś się kończy, coś zaczyna. Dom pustoszeje jak łajba, z której wysiadają kolejni pasażerowie.
Ale przyjdzie czas, że znowu zapełni się tak, że zanurzy się aż po skraj burt. Już ktoś nieśmiało przebąkuje z brzegu:
” Synowa was pozdrawia”
i uśmiecha się figlarnie;)
Miasto studenckie zacne i piękne😊 Ale ma dziwną dla ludzi z Polski centralnej przypadłość, że jednego dnia cudna jesień, a drugiego od razu zima. Kiedyś tam byłam w październiku, wygrzewałam się w słoneczku i ze zdziwieniem słuchałam miejscowych, którzy te zimę zapowiadali. Cóż, mieli rację.
Cóż, u nas już tak jest;) Nie znasz dnia ani godziny😁
U nas inny kaliber, bo studentów nie ma, ale podobne myśli tłuką się po głowie 🙂 Najstarszy kończy podstawówkę, a najmłodsza pomknęła do przedszkola. Taki dość wyjątkowy rok, bo mam nagle całą szóstkę w jednej placówce, po raz pierwszy i ostatni. Ale już jest perspektywa, że przecież to nie koniec i przyjdzie czas, że i najmłodsza wyfrunie do liceum i dalej.
A my się zestarzejemy xD
U nas najmłodsza kończy podstawówkę, a my nic a nic nie chcemy się postarzeć🤭