Bieszczady – mimo, że wybraliśmy je ze względu za ich niewysokość i łatwość tras – jednak nie przypadły do gustu mojemu mężowi. Owszem, ładne, lecz wolał je oglądać z okna kwatery lub auta. Ale żeby zaraz się wspinać po jakichś kamieniach i schodach, to już lekka przesada;)
– Widok to za mała motywacja dla mnie żebym się tak męczył – stwierdził.
– No, gdyby tam na szczycie była sterta złomu, który można za darmo zabrać… – zaczęłam snuć wizję.
– A, to bym wszedł – stwierdził szybko.
Ale sterty złomu nikt nie obiecywał niestety:(
No i ostatecznie pierwszego dnia mąż zawrócił wraz z Lalcią z trasy, po czym wrócili na parking, gdzie z miłą chęcią poczekali aż my we trzy wypocimy z siebie litry wody i naoglądamy się połonin, lasów i chmur ponad nimi.
* * *
Tymczasem naszej najstarszej córce adrenaliny wciąż było za mało, więc tydzień po powrocie z Bieszczad, wyjechała ze znajomymi w Tatry:)
– Alusia była dziś na Słowacji. Pojechali do Doliny Białej Wody – relacjonuję mężowi – Poczytałam trochę o niej, ma dziesięć kilometrów, ale nie trzeba przejść całej. Jest łatwa, asfalt, potem szutrowa i po płaskim… – wychwalam uroki miejsca jak kupiec na jarmarku.
– Może byśmy tam pojechali? – kończę pytaniem jak wisienką na torcie:)
– Już ?!!! – bezbrzeżne przerażenie maluje się na twarzy męża.
– Nie, nie już. – uspokajam wstrząśniętego – Planuję już wakacje za rok. – tłumaczę terapeutycznym głosem.
– Aaaa, za rok – oddycha z wyraźną ulgą.
– Co? Jest nadzieja, że nie dożyjesz? – śmieję się.
– No właśnie:)
A chciałam z niego zrobić góro – łaza:)
Pewnie nie te lata już. Tak ganiać męża po górach na starość 🙂
jaka starość Rafale:) mam dokładnie tyle samo lat plus trzy miesiące więcej niż on:)
Czyli on ma 18 lat bez 3 miesięcy 🙂
aż tak młodzi nie jesteśmy😁 i całe szczęście;)
Na Słowacji są bardzo dobrze przygotowane szlaki. Właśnie jestem po wejściu na Tarnicę , schodki okazały się zabójcze dla moich kolan. Jesli wrócę kiedyś w góry to tylko na Słowację.
jak to powiedziała moja córka fizjoterapeutka – z wchodzeniem będą mieli problem ci z biodrami, ze schodzeniem – ci z kolanami:)
Mnie się na szczęście nic nie obluzowało, ale bywało ciężko:)
Czyli „dla każdego coś dobrego”😉
Ja uważam, że to i tak wyraz ogromnej miłości Męża, że w te góry pojechał z Wami! Jak pamiętam jego podejście do górołażenia, to czytając post poprzedni myślałam sobie, że na bank został w domu😃
Ściskam gorąco 🤗
No, ty go znasz i wiesz co to dla niego było za poświęcenie. Ale znasz i mnie i wiesz, że argumenty dobieram przekonywująco😄😁
Ściskam Was górołazy:)