Udało się.
Uprałam wszystko, co wróciło wraz z nami z wypadu w góry. A były tego całe góry:)
A teraz siedzę sobie zupełnie spokojna na fotelu brazylijskim powieszonym pod osikami i słucham jak nade mną Aniołowie z hukiem przetaczają beczki po brukowanych uliczkach nieba:)
– Niech sobie taczają – myślę – pranie już wyschło:)
Tak kiedyś usłyszałam lub przeczytałam o pomrukach nadchodzącej burzy i ten obraz już na zawsze został w mojej głowie. Anioły taczające duże dębowe beczki po kamieniach:)
Ile takich obrazów mamy namalowanych w głowach?
Tych, które ujrzeliśmy, tych, o których tylko usłyszeliśmy lub przeczytaliśmy o nich i tych, które namalowała nam własna wyobraźnia.
Gdyby wejść do środka każdego z nas, naszym oczom ukazałaby się olbrzymia galeria obrazów.
Różnych. Pięknych i brzydkich, kolorowych i czarno- białych lub wyblakłych sepi, dużych jak Panorama Racławicka i miniaturek. Kojących i przerażających. Niektóre odsłaniane są tylko w nocy, we snach.
Zamglone nieco obrazy z wczesnego dzieciństwa i barwne wyraźne z ostatnich dni.
Dziś moja głowa pelna jest tych ostatnich. Widoczki z bukowymi pniami, panoramy pełne dzikich kwiatów, grań z drzewami dojrzałej jarzębiny, szlak wyłożony kamieniami ciągnący się jak wąż szczytem połoniny, falujące morza traw, szare i lekko niebieskie góry na horyzoncie, układy obłoków nad nimi, kręte jak serpentyny szosy, stare domki przytulone do ziemi, strumyk wypełniony gładkimi kamieniami, pajęczyny o świcie lśniące od kropel rosy, rozpostarte pomiędzy źdźbłami traw, księżyc prawie w pełni nad czarnym morzem lasu, obwieszone jabłkami stare drzewa.
Obrazy jeszcze świeże, pachnące, dźwięczące, lśniące jakby dopiero ktoś odjął od nich rękę z pędzlem.
Zrobiłam tak wiele zdjęć, lecz one są martwe. Nie świerszczą w trawie, nie pachną przejrzałymi owocami, nie szeleszczą wodą po kamieniach, nie skrzypią pod nogami, nie łaskoczą wiechami traw, nie chłodzą wilgotnym lasem, nie przeczesują włosów ciepłym wiatrem.
Te obrazy, które zostały w głowie są żywe. Więc delektuję się nimi jak bukietem świeżych kwiatów w wazonie. Póki nie przyblakną barwy i nie opadną płatki wrażeń.
Dobrze jest wyjechać. Przywieźć nową kolekcję obrazów do galerii swojej duszy.
To co napisałaś, przypomina mi wiersz Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej pt „Grad”
Chmury błyskawicą podpięte
i grad lecący na głowę,
jak anielskie cukierki lodowe
z wysokości tysiąca pięter.
no i teraz cukierki zostaną w głowie;)
Czasem te z dzieciństwa są wyraźne. Przynajmniej w sferze emocji. Buty, duże dorosłe buty, wystające z szafy, w półmroku pokoju (chyba już leżałam w łóżku). Wyobrażenie, że ktoś się ukrył w tej szafie. Brr!
Zawsze te zabarwione silnymi emocjami, dłużej zachowują świeże barwy.
A moja ś.p. babcia mówiła, że małe Aniołki wysypują z pudełek zabawki. Mam wrażenie , że czasami nawet zrzucą jakieś pudełko z wysokiej szafy😊
Twoja babcia miała wyobraźnię:) A ten obraz bardzo kojący i oswajający burzę dla dzieci.