Bieszczady

 

– Ale coś się dzieje? Coś kogoś boli? – słyszymy zirytowany głos kobiety. Stoi na szlaku w lesie i przemawia motywująco do swoich dzieci i męża.

– Może chociaż dojdźmy do końca lasu i zobaczmy połoninę – zachęca jęczącą gromadkę.

Przechodzimy właśnie obok, już w dół z Połoniny Caryńskiej i tamujemy śmiech, bo koniec lasu i stromego podejścia jest jeszcze naprawdę za górami, za lasami, za dolinami.

Pod drzewem siedzą kolejni turyści.

– Ja już nie dam rady. Umrę. – twierdzi jeden.

– Ale mamy kondycję – urywanym od zadyszki głosem autoironicznie stwierdza drugi.

A my, już schodząc nagle spostrzegamy, że to jest to samo drzewo, które w drodze na szczyt obrałyśmy sobie za miejsce pochówku.

– To są chyba takie stałe punkty na szlaku, gdzie wszyscy mają kryzys i chcą umrzeć – śmieję się do córek, zbiegając jak rącza koza w dół po kamieniach.

– Już niedługo, dacie radę – motywuję raz po raz kolejnych biedaków.

– Widok zrekompensuje wam wszystko!

 

No bo przecież zrozumiałe, że najtrudniej pod górę. No i nie od dziś wiadomo, że warto iść mimo wszystko. I że nic, co piękne nie przychodzi bez wysiłku. I że właśnie na urywanym oddechu, z sercem bijącym w gardle zdobywasz to, co najcenniejsze.

Ale zapominasz o tym wszystkim, gdy pniesz się w górę. A doskonale i jasno rozumiesz już, gdy zbiegasz w dół.

Ta zmiana perspektywy patrzenia następuje na szczycie.

I następnego dnia – mimo zakwasów, spalonego od słońca karku i strzyknięć w kolanie – znowu wchodzisz na szlak.

Najtrudniej pokonać samego siebie.

Dlatego nie odbieram nigdy nadziei, ani resztek odwagi tym, którzy dopiero pną się w górę.

– Dacie radę, my dałyśmy, to i wy dacie – śmieję się, widząc spoconych wędrowców.

– O, dzięki, to chciałem usłyszeć – mówi ktoś i lekki jak motyl uśmiech pojawia się na spierzchniętych wargach.

*  *  *

Każdy z nas chce. Usłyszeć właśnie to:

„Dasz radę. Wierzę w ciebie. Zrób jeszcze jeden krok. To, co znajdziesz na szczycie, wynagrodzi ci wszystko.”

 

 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Bieszczady

  1. Mamatrojeczki pisze:

    Dobrze, ze wróciłaś. Że tu jesteś❤

  2. ruttka pisze:

    dziękuję Ci😘

  3. Agata pisze:

    Bieszczady! Pokochałam w ubiegłym roku, w tym roku wróciłam, i mam nadzieję jeszcze wiele razy… Pomimo, że to dla mnie cały dzień jazdy. Tam wszystko jest bardziej i bliżej ❤️

  4. ruttka pisze:

    Też mam niedosyt. Liczę, że wrócę, choć mój mąż nie dał rady na szlaku, ani najmłodsza córka. Też mamy daleko. Ale warto było.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *