Siedzę nocą na tarasiku i patrzę w gwiazdy.
Wraca mój syn do domu, podchodzi, pochyla się.
– Co robisz?
– Oglądam gwiazdy.
– Ale przecież nie widać – mówi.
– Widać, zobacz – wskazuję palcem na złote punkciki nad dachem domu.
Pochyla się jeszcze niżej i spogląda.
– A tak. Są. – mówi cicho.
Rozmawiamy półszeptem. Zaczynamy coś sobie opowiadać, ale ta atmosfera letniej nocy, cykanie świerszczy, gwiazdy otulają nas kokonem jakiejś tajemniczości i intymności.
Jakbyśmy byli sami we wszechświecie, zawieszeni w jego aksamitnej, przytulnej czerni jak gwiazdy. Ja w mojej krótkiej koszulce nocnej w krokodyle, z nogami wystawionymi na chłodny beton tarasu, i on – potężny, przewieszony nade mną jak konar dębu.
A pamiętam – myślę – jak był taki mały. Ta noc, gdy staliśmy obok siebie przy oknie, jeszcze w innym domu, też w pidżamkach, sięgał mi wtedy nie wyżej niż do pasa, patrzyliśmy na noc i gwiazdy i tak jak dziś szeptaliśmy coś o życiu, Bogu, świecie.
Tak, tak, gdy był małym chłopcem tak właśnie rozmawialiśmy, głębokie trudne tematy w samym środku nocy. Niemal codziennie.
Dużo się zmieniło, wiele nocy nad nami przewinęło się jak klisza, ale w nas, gdzieś głęboko wszystko jest tak samo.
Wiemy co ważne i kochamy.
Takie letnie noce pod gwiazdami zostają w sercu na całe życie 🙂
tak, są takie chwile, pozornie drobne jak ziarenka maku, a wrastają w serce na zawsze
Długa cisza. Mam nadzieję, że to z powodu pięknej pogody i wakacyjnych wypraw. I tego właśnie Wam życzę na te wakacje:)
Trochę tak mamo trójeczki. Poza tym tak dużo się dzieje, że nie ogarniam chwilami. Muszę się przestawić na tryb: matka dorosłych dzieci, a to trochę trwa:)