Jeśli ktoś sądzi, że walka z wiatrakami jest mozolna i nierówna, powinien spróbować walki z pokrzywami:)
Właśnie jestem po kolejnym starciu z nimi. Cała zgrzana i zmęczona wyciąganiem z ziemi długich i mocnych jak wielometrowe sznury korzeniami. Co wiosna wyzywam je na pojedynek i co wiosna pokonuję. Ale jaka satysfakcja uporać się z tym wszystkim i spojrzeć za siebie na ciemny szmat ziemi uwolniony z ich objęć. Choć wiem, że w głębi zostały jeszcze cienkie jak nitki korzonki, które z czasem nabiorą sił i znowu pojawią się zielonymi parzydłami nad ziemią.
Trudno. Przyjdę jeszcze raz. I jeszcze raz. Ile będzie trzeba.
Więc walczącym z wiatrakami, polecam najszczerzej zacząć potykać się z pokrzywami.
To przynajmniej realna walka i namacalne ręką skutki. Widzisz, doświadczasz i długo czujesz na swojej skórze, że odniosłeś kolejne zwycięstwo.
Żadne tam wymysły i fantasmagorie.
Rzeczowa, twarda rzeczywistość.
Żadne tam z motyką na słońce. Z motyką lepiej trzymać się blisko ziemi:)
Oj, nierówna jest walka z wiatrakami, ale jakże bohaterska! A mamy w Polsce wielu Don Kichotów, walecznych bohaterów, zbawców narodu, a może i całego świata?
To zdjęcie jest z Twojego ogródka? Lubię las 🙂
Tak, to jeden z moich ogródków, taki dalej od domu, w starym sadzie, który styka się z lasem.
Tu na zdjęciu stan jeszcze przed wyplewieniem z pokrzyw:)
U mnie ogródek malutki i pokrzywy zachowują się przyzwoicie, to znaczy zachowują proporcje – są, ale niewiele i niewielkie. Dlatego trochę wyrywam, a trochę jednak zostawiam, dla motyli (gąsienice iluś gatunków żywią się liśćmi pokrzyw) i… dla własnych rąk. Lubię się sparzyć pokrzywą!
Nasze wiejskie pokrzywy za grosz nie mają przyzwoitości, ani co do ilości, ani co do rozmiarów. Mogłabym je wyrywać cały rok, a i tak byłaby jeszcze karna dla gąsiennic.
Niestety nie do wszystkich gąsiennic pałam miloscią. Są takie, które co roku próbują zjeść nam całe berberysy:(