nie brookliński most

 

Siedzę w łóżku. Już lepiej. Choroba się poddaje nieokiełzanym siłom drzemiącym w tak mikrym ludzkim organizmie. Jeszcze tym razem nie ona wygra. Jeszcze tym razem powstanę. Ile razy jeszcze się uda? – pytam za każdym razem rozłożona na łopatki jakąś słabością.

Teraz wirus zainteresował się bardziej łakomym kąskiem, czyli moim mężem:) Pokonać takie chuchro jak ja to żadne zwycięstwo, lecz pokonać takiego siłacza jak on, to prawdziwa gratka. I oto leży jak wielki dąb, powalony rosnącą gorączką.

Bardzo rzadko choruje. Ale tym razem nie dał rady. Co parę minut dzwonią klienci, a on zbolałym głosem odpowiada, że „później, bo nie ma siły nawet wstać”.

Ja piję kawę, która nie smakuje jak kawa i słucham płyty, którą włączyła Nusia. Stare Dobre Małżeństwo. Ach, jak ja ich kocham.

Właśnie leci piosenka ” Nie brookliński most”.

Uśmiecham się nad nią.

Pierwszy raz usłyszałam ją… Niech policzę.

To był chyba rok 1990, początek liceum. Mój kolega z klasy Grzesiek przyniósł przegrywaną dla mnie kasetę SDM i płytę winylową Jacka Kaczmarskiego. Siedzeliśmy w moim pokoju i słuchaliśmy. On, chłopak z gitarą i stary wyga poezji śpiewanej i ja – słuchająca jej po raz pierwszy w życiu. Zauroczona jakbym zobaczyła procesję aniołów zstępującą z nieba.

I nagle ta piosenka ” Nie brookliński most”, taki mocny dysonans, zgrzyt piłą po metalu wyrwała mnie z idyllycznego nastroju.

Nie rozumiałam jej i nie lubiłam. Przez wiele lat, przewijałam kasetę, gdy tylko zabrzmiały pierwsze jej akordy.

A teraz?

Uśmiecham się, dopijając swoją niesmakującą, gorzką kawę.

– Tak Rut – myślę do siebie – trzeba naprawdę dużo przejść żeby zrozumieć gorycz i to, że smutek i otarcie się o obłęd to nasz normalny ludzki los. Spróbowałaś tego wszystkiego i wiesz, że można przeżyć, przebić się na drugą stronę. Tego nie mogło wiedzieć dziecko, jakim wtedy byłaś. Widziałaś w tej piosence tylko słowa grozy, lecz nie rozumiałaś, że tak naprawdę jest piosenką o nadziei i o sile ludzkiego ducha, który jest w stanie przejść przez ogień i wodę, przez ciemność i ból, strzepnąć skrzydła na drugim brzegu i pójść dalej przez życie.

Teraz już wiesz, że żadne dzieła ludzkie nie są tak wielkie jak siła i piękno, które nosi ukryte w sobie człowiek.

Teraz już wiesz, że…

nie brookliński most, lecz na drugą stronę głową przebić się przez obłędu noc, to jest dopiero coś…

piosenka z pięknymi solówkami

Dorastamy do wszystkiego, nawet do piosenek.

Najdłużej dorastamy do największych tajemnic i do przyznania, że nigdy ich tutaj nie odgadniemy i że nie ma w tym nic złego, że nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Nie brookliński most

ale przemienić

w jasny nowy dzień

najsmutniejszą noc

to jest dopiero coś.

 

 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na nie brookliński most

  1. Alicja M.M. pisze:

    No właśnie, nie ma w tym niczego złego, że nie znamy wszystkich odpowiedzi, nie ma niczego złego w tym, że bywamy bezradni jak dzieci. Bywa to nawet błogosławione, skoro jesteśmy Jego dziećmi.

  2. ruttka pisze:

    kłania się nam św. Terenia🌸

  3. Rivulet pisze:

    Padłam 🙂 Też zaczęłam słuchać SDM na początku lat 90-tych (ja jako dziewczynka jeszcze) i nigdy nie lubiłam tej piosenki… A ostatnio usłyszałam ją na youtube i nagle stwierdziłam, że już nic mi w niej nie zgrzyta 🙂
    To jest dopiero coś 😉

  4. kawusiowa pisze:

    Jak by tu wam powiedzieć… Ja też zaczęłam słuchać SDM-u w latach 90. 🙂
    A co do piosenki, to jakoś ją na swój sposób wtedy rozumiałam, choć teraz pewnie odebrałabym jeszcze inaczej. Wtedy przeczytałam całego Stachurę (nie próbujcie jednak, jest strasznie dołujący).

  5. ruttka pisze:

    I wychodzi na to, że lata 90 były czasem wyjątkowym dla wielu:) A kto ich nie przeżył ten tylko może żałować.
    Stachurę trochę więcej liznęłam, też w latach 90tych, gdyż poszliśmy za ciosem i zrobiliśmy z Grześkiem wspaniały wieczór poetycki na bazie poezji Edwarda.
    Ja recytowałam wiersz, który zaczynał się od słów: W pustym raju dni po wygnaniu Stwórca trawi na długich spacerach…
    Jakoś tak. Przejmujący wiersz o tym, co musiało się dziać z Bogiem po odejściu Adama i Ewy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *