Czasem mama próbuje zwieść przeciwnika.
Twaróg w zamrażalniku? Nie warto zaglądać. Pewnie znowu zamrożona natka pietruszki, fuj.
Nawet Sherlock Holmes nie domyśliłby się, co się kryje w środku.
– Mamo, to lody?!!!
– Prawdziwe domowe lody. Takie kiedyś robiłam, gdy byłam dziewczynką. – opowiadam – Z prawdziwych żółtek i mleka. Tylko wtedy nie było śmietany kremówki, a bez niej lody miały w sobie takie jakby igiełki lodu.
– Wiem jakie – kiwa głową ze znawstwem Lalcia – jak robiłam lody ze śmietany i capuccino też takie igielki były.
– Mmmm. Są lepsze, lepsze niż, niż… – dziecię się zapowietrza, bo jej wyobraźnia wzbija się wysoko w niebo jak balonik – Takich jeszcze nie jadłam – kończy nagle lot balonika:)
Prawdziwe domowe lody. Parę żółtek, trochę mleka, cukier, cukier waniliowy, śmietanka 30tka.
Nie są tanie, to fakt, lecz zważywszy, że żółtka i tak nam zostały w kubeczku bezpańskie po upieczeniu placka kokosowego do malinowej chmurki, to jedynym kosztem była śmietanka;)
I tak mamy dwa desery w cenie jednego.
„Psim swędem” – jakby powiedziała moja mama, czyli najchętniej cytowana babcia naszych dzieci;)