płynny miód

 

„Dla Jego bolesnej męki…” – płynie melodyjnie koronka. Wznosi się i opada lekko jak fale morza, szemrze.

Siedzimy w kaplicy, przed nami ściana z pięknego marmuru. Podświetlony, półprzeźroczysty wygląda jak burszyn lub plaster miodu. Na nim ciemny krzyż. U stóp krzyża trumna.

Zmarł.

Tak, chorował, ale na to nie umiera się tak nagle. Jakby wiatr zdmuchnął świeczkę, jakby ktoś przeciął nić. Nagle. Dziś w nocy.

I tak w środku lata. Gdy wszystko kwitnie, śpiewa, nie myśli o śmierci.

Wszyscy nagle wyrwani ze swych urlopów jak wyrwani ze snu. Opaleni włoskim lub greckim słońcem, syci sezonem grillowym, z walizkami jeszcze nie rozpakowanymi lub już spakowanymi, wypełnieni wakacyjnymi planami, oderwani od plewionego ogródka, od weków z przetworami.

Spotykamy się tu nagle, choć nikt z nas nie planował tego spotkania.

– Miałyśmy się dziś spotkać – mówią koleżanki – zgadza się tylko godzina. Ani miejsce, ani okazja. Nic. Tylko godzina.

„Matko Najświętsza, zrób mu miejsce zrób – maleńki kącik u Jezusa stóp” – płynie pieśń utkana z samych ludzkich głosów. Odbija się od marmuru podobnego do płynnego miodu, od białego sklepienia, lśniącej posadzki…

Jestem tu. Przekładam w palcach koraliki mojego czerwonego różańca. To tata Belli, ten, o którym opowiadała, że od tylu lat co dzień modli się o zdrowie mojego męża. Co dzień! Z małego obrazeczka ze specjalną modlitwą, który mu dała.

– Wziąłem, to się modlę – powiedział po prostu, gdy Bella zdumiona odkryła niedawno, że on nadal uparcie odmawia tę modlitwę.

Inni już dawno zapomnieli o sprawie, bo wszak Michał dobrze się czuje, dobrze wygląda, aktywny, uśmiechnięty. Po co więc modlitwa?

A on jak ten stary partyzant, ostatni w lesie walczący o sprawę, bo przecież nikt nie odwołał akcji, nikt nie wspomniał, że wojna się skończyła, więc trwa na posterunku z bronią.

Cicha uporczywość.

Właśnie to o nim zapamiętam na zawsze.

Mimo wielu ludzkich ułomności, o których też wiem. One gasną w blasku jego wierności.

Wychodząc z kaplicy po skończonej modlitwie, znalazłam obrazki z modlitwą za niego.

– Proszę – podałam mężowi w domu – Teraz twoja kolej.

Czas spłacić dług.

Kocham Kościół właśnie za to. Jesteśmy połączeni na zawsze, na dobre i na złe. Miłością i troską, otuleniem ramion, których nawet nie znamy. Cichą uporczywością, by trwać w krzewie winnym i dzielić się ożywczym sokiem z innymi. Ścieka po pniu złoty płynny miód.

 

Nie kochać Cię Kościele święty byłoby niewdzięcznością.

Oderwać się od Ciebie – głupotą.

 

 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na płynny miód

  1. Alicja M.M. pisze:

    Też za to kocham Kościół. Moje miejsce w Kościele to miejsce przy Jezusie i przy tych wszystkich ludziach, których kocham. Także tych, których dopiero będę kochała, których poznam… niekoniecznie po tej stronie życia.

  2. ruttka pisze:

    mieć tylu przyjaciół w jednym miejscu, ofiarnych, życzliwych, kochających, na czele z Nim🌸

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *