Mój mąż nie chciał wziąć pieniędzy za jakąś drobną usługę.
– Niech pani odmówi dwie Zdrowaśki za naszą chorą na raka koleżankę i będziemy kwita – powiedział sąsiadce, która nagabywała go o cenę.
– Dobrze – powiedziała w końcu, zamykając porfel i chowając go do torebki – Zdrowaśki odmówię, ale za waszą rodzinę zamówię mszę.
I jak zapowiedziała, tak zrobiła. Uparta jest.
I oto w niedzielę pojechaliśmy na tę zamówioną mszę – zapłatę:)
I stało się coś niesamowitego. Już na samym jej początku, zaraz po podaniu intencji, nagle spłynął na mnie taki pokój, jakiego już dawno nie czułam. Wprost nieziemski.
Wszystko się wyciszyło.
Ostatnio mniejsze i większe sztormy rozkołysały nieco fale w sercu, podłoga chwilami chwiała się pod stopami, nie dając pewnego oparcia.
I nagle ta cisza, pokój przenikający wszystko, każdą komórkę ciała, każdą myśl.
I trwa do dziś.
Przecież to wiedziałam. To jasne jak słońce czym jest msza.
A jednak… od nowa zrozumiałam jakim jest darem i jaką łaską. Jaka to realna moc i pomoc w życiu. Musiałam to jak Tomasz dotknąć ręką, włożyć palec, poczuć smak.
Nie doceniamy czym jest ofiarowana za nas msza, czym są msze, które za innych zamawiamy.
Nie można dać większego prezentu niż ten.
Żaden jubiler świata swoim najcenniejszym klejnotem nie przebije drogocennej perły mszy świętej.
Zamiast kwiatów, zamiast bombonierki, wieńca na pogrzeb, imieninowej laurki dać komuś coś bezcennego i dać to na wieki.
Piękne słowa❤