– Mamo, mogę zgasić świeczki?
– I co, znowu będziesz robić czapeczki na palcach? – domyślam się.
– Tak.
– No to zgaś.
I właśnie dlatego nasze zapachowe świeczki wyglądają jakby się do nich dorwało stado dzikich tygrysów.
🙂
– Co to tak pachnie świeżo pieczonymi ciasteczkami waniliowymi? – ciąga nosem mężulek zaraz po wejściu do domu.
Z nadzieją ciąga.
– To świeczki – odpowiadam rozbawiona.
– Aaaa – się rozczarował tak szybko jak chwilę wcześniej oczarował się.
🙂
Sezon świeczek zawsze zaczyna się u nas jesienią. Do tego Sting, Boccelli lub Sinatra. Ostatnio też Lasse Matthiessen cudem odkryty w szpargałach Kory.
Światło, zapach, muzyka.
I dom zaczarowany.
Kiedyś robiłam sobie czapeczki na gorącym wosku i przez jakiś czas nie miałam czucia w opuszkach 😀
U nas kominek zapachowy, goździki i cytrusy w powietrzu… I dużo jazzu w tle.
Lalcia się z ciebie śmieje Riv😁