Mamy na podwórku trzy paulownie puszyste. Zwą je również niektórzy cesarskimi drzewkami szczęścia. Paulownie rosną zwykle w Chinach, a w naszym klimacie słabo sobie radzą.
Ale nie byłabym Rut, gdybym właśnie ich nie chciała mieć w swoim ogrodzie – takiego czegoś prawie niemożliwego:)
Jak dziwne to drzewa przekonuję się od kiedy je posadziłam. Były wtedy maleńkimi roślinkami.
Najbardziej niezwykłe jest w nich to, że im częściej przemarzają zimą, tym wyższe odrastają latem.
Jakby śmierć była zaczątkiem bujniejszego życia.
Spośród 3 moich okazów jedno przemarzło przez cztery kolejne zimy.
Za każdym razem zniknęło zupełnie z powierzchni ziemi. I za każdym razem – ja niedowiarek – grzebałam w ziemi w miejscu, gdzie było drzewo i nie znajdowałam nic. Byłam jak Tomasz grzebiący w ranach Jezusa i jak Tomasz zawstydzałam się za każdym razem.
Bo drzewo nagle wystrzelało w górę jak maszt.
Bywało, że roczny przyrost przekraczał 6 metrów.
Dziś to drzewko, które przemarzało częściej niż jego bracia, jest dwukrotnie wyższe od dwóch pozostałych.
* * *
Zastanawiałam się co roku jak to jest możliwe, bo historii tej nie trzyma się żadna ludzka logika.
Okazało się, że sekretem jest korzeń paulowni. Tak odporny, mocny i sięgający głęboko w ziemię, że staje się gwarantem życia, nawet, gdy ono wydaje się już nie istnieć w roślinie.
Paradoksalnie, gdy mróz niszczy to, co widoczne nad powierzchnią, korzeń może się wzmocnić jeszcze bardziej, a im mocniejszy tym bujniej na wiosnę rozrasta się drzewo.
Niejeden raz medytowałam nad tą tajemnicą, przykładając ją jak krawiecką miarę do swojego życia.
I nie tylko swojego.
Bo dawno już zauważyłam jak podobnie bywa między nami ludźmi.
Jeśli ktoś wybujnieje na zewnątrz, najczęściej nie rozwija się duchowo. Jest pusty i jakby bez korzenia, choć piękna i zewnętrznego powabu nie można mu odmówić. I lśni przez jakiś czas.
Niestety to zewnętrzne piękno szybko marnieje, zważone pierwszym mroźnym podmuchem życia. A życie bywa mroźne i surowe.
Może się zdarzyć i zdarza się na szczęście, że taka zima w naszym ludzkim życiu, nagle przekierowuje nas na inne tory, te bardziej ukryte. I korzeń staje się mocny i staje się fundamentem nowego życia i innego piękna.
* * *
Spotkałam też innych ludzi.
Nie są piękni według światowych kanonów, nie brylują w towarzystwie, nie robią błyskotliwych karier, ani nie dorabiają się majątku. Wszystko w nich dzieje się jakby pod powierzchnią ziemi, rozwijają się do wewnątrz, pięknieją od środka, lśnią blaskiem, który widać tylko czasem na dnie oczu. I zdają się żyć stokroć bardziej niż inni. I rosną jak olbrzymy.
Aż w końcu ich fundamenty są tak mocne, że nie boją się żadnej zimy, bo sekret ich życia wymyka się ludzkiej logice.
Znamy jednych i drugich. Ich twarze i życiorysy stoją nam przed oczami.
* * *
Zawsze pragnęłam być tym drugim drzewem, które opiera swój los o mocny, choć zupełnie niewidoczny korzeń . Ale taki wybór oznacza również być ukrytym dla świata i prawie niewidocznym dla ludzi.
Być nikim znaczącym i nikim ważnym, trochę dziwakiem, który nie goni za tym, za czym biegną wszyscy.
Gdy inni krzyczą, milczeć. Gdy ludzie obok domagają się swojego, być gotowym stracić. Nie wspinać się na świecznik, by razić innych w oczy.
Zaparkować swoje stare auto pomiędzy vanami wartymi fortunę i wysiąść zeń bez wstydu i zażenowania.
Nosić w sobie sekret wart więcej niż wszystkie lokaty banku.
Ukryty korzeń prawdziwego życia.
Piękne <3
?
Piękny tekst. Bardzo dziękuję. Jeśli kiedyś będziemy mieć dom z ogródkiem, to chciałabym to drzewko posadzić i u siebie. By przypominało mi o Pani pięknych przemyśleniach. Pozdrawiam
Jest jeszcze jedna tajemnica tego drzewa Agato. Ono w Polsce nigdy nie kwitnie. Zawiązuje pąki na jesieni, lecz niestety zimy są u nas zbyt srogie, by pąki przetrwały. Mimo to w tamtym roku jedna z naszych paulowni miała trzy błękitne kwiaty. To prawie cud. W tym roku też czekam z nadzieją. Tym bardziej, że zima była lekka.
Piękne. Dziękuję.
I pozdrawiam :).
Pozdrawiam Agajo?
Rut dziękuję,że piszesz i tak pięknie ubierasz to w słowa.Cieszę się,że mogłam przeczytać ten piękny tekst,mam wrażenie,że każdy kolejny wpis jest skierowany do mnie.Pozdrawiam Cię ciepło?
Cieszę się Basiu zawsze, gdy to co piszę komuś jakoś pomaga odkrywać siebie.
Też Cię pozdrawiam?
O. Kozłowski tak mówił – „Drzewo, które nie jest smagane wichrami, płytko zapuszcza korzenie”.
Z drugiej strony człowiek ma czasem dość tych wiatrów 😉
A z trzeciej, jak się gada o 11 w nocy z osobą, która jest krańcowo zmęczona, mieszka sama i ma wrażenie, że to się nigdy nie skończy, to przynajmniej można powiedzieć „rozumiem”.
A jak już się wirtualnie wyprzytula, to można podrzucić jakieś „agere contra”.
Ojciec Kozłowski mądry był.
Tak, czasem wichry są naprawdę zawzięte.
Patrzę co dzień na te sosny na moim podwórku. Może je pamiętasz.? Mają tak powykręcane ręce od walki z wiatrami. I wciąż trwają. Ich widok dodaje mi odwagi.
Rutt, pozdrawiam ze starego roweru, w którym wymieniałam ostatnio to i owo żeby jeździł, a kierownicę pozostawiłam obdrapaną! : ) No, żeby mi nie buchnęli roweru pod sklepem.
To najlepszy sposób? Mój nowiuśki rower komunijny buchnęli spod sklepu i od tamtej pory nie mam swojego własnego roweru?
Pozdrawiam Cię?