Tajemnice różańca wydarzają się w naszych życiach. Nie zawsze widzimy to już, czasem później, albo jeszcze później.
Ale w końcu nasze serce jest gotowe, by to zobaczyć.
* * *
W przeddzień moich urodzin przypominałam sobie jedno wydarzenie i z zaskoczeniem odkryłam, że to wpleciony w moją historię kawałek różańca.
Wszystkie moje ciąże były trudne, ale jedna wyjątkowo dramatyczna. Poczęła się Hania i w czwartym miesiącu odkleiło się łożysko. Olbrzymi krwiak, skurcze, szpital, kroplówki, zakaz chodzenia. Mimo to łożysko odkleiło się ponownie na jeszcze większej powierzchni.
Miny lekarzy, którzy stali niemo przy moim łóżku. Już nic nie mieli mi do powiedzenia. Wzruszali ramionami i odchodzili.
Śmierć zaglądała mi w oczy z kpiącym uśmiechem. Śmierć mojego dziecka. U zarania jego życia.
Ale życie uparcie trwało mimo braku szans.
W końcu pozwolili mi wrócić do domu, ze stertą leków i całkowitym zakazem chodzenia.
Leżałam. Tygodniami. Mój mąż i małe dzieci dbali o mnie. Osłabłam tak, że z trudem robiłam kilka kroków.
I … pewnego dnia wydarzyła się druga tajemnica radosna.
To chyba była niedziela. Mój mąż z dziećmi i moja mama pojechali na jakąś uroczystość do bliskiej rodziny. Dosłownie na godzinkę.
W wielkim domu zostały tylko dwie osoby.
Ja – prawie nieruchoma, w zaawansowanej już bardzo ciąży, na piętrze domu.
I Babcia Niebieska, częściowo sparaliżowana po wylewie na parterze domu.
Nie widziałyśmy się już od długiego czasu mimo, iż mieszkałyśmy w tym samym domu.
Nagle usłyszałam zdumiona stukanie na schodach. Nie wiedziałam co to może być. Z trudem wysunęłam się z łóżka i na chwiejących się nogach poszłam w tamtym kierunku. To, co zobaczyłam, sprawiło, że na chwilę zamarło mi serce. Moja babcia, chora i z trudem poruszająca się, wsuwała się po stromych śliskich schodach na górę.
– Idę Rut cię odwiedzić. – powiedziała z uśmiechem, gdy mnie dostrzegła.
Odwiedziny trwały krótko. Posiedziałyśmy obie u szczytu schodów. O ile pamiętam były jeszcze wtedy niebieskie. Porozmawiałyśmy chwilę.
– Babciu, ja ci nie mogę pomóc zejść. Nie mogę nic dźwigać. Jak ty teraz zejdziesz sama? – zapytałam z niepokojem.
– Nie martw się Rut. Ja sama powolutku sobie zejdę. – uspokajała mnie.
I rzeczywiście zeszła, a właściwie zsunęła się stopień po stopniu, zupełnie tak samo jak ja robiłam to kiedyś jako małe dziecko.
* * *
Dziś przypomniałam sobie tę scenę. Dwie kobiety. Stara i młoda. Stroma niebezpieczna droga, ciąża, niemoc i chęć spotkania silniejsza niż największy strach, większa niż jakakolwiek ludzka logika.
Nawiedzenie.
Druga tajemnica radosna.
Nareszcie ją zobaczyłam. Po prawie piętnastu latach.
Jesteśmy spostrzegawczy, my ludzie.
Chciałabym odkryć wszystkie tajemnice Boga ukryte w moim życiu. Ale czy zdążę?
Więcej przeoczam niż widzę.
Więcej gmatwam niż rozumiem.
Jaka wzruszająca opowieść…
Wiele serdeczności, Rutko
Piękne…
Wzruszyłaś mnie, Ruttko <333