Wszędzie listki brzozy.
Na pasiastym chodniku w przedpokoju leżą dwa – jak podrzucone na próg listy. Jeden włożony za tapicerkę fotela mojego auta. Kolejny, ciekawski – z nosem przyklejonym do szyby okna na poddaszu, wydaje się zaglądać do pokoju dziewczynek. Następny robi sobie przejażdżkę na czubku mojego kalosza.
Gdy pada jesienny deszcz, wiatr strąca je w takiej obfitości, że zaiste trudno orzec, czy więcej spada kropel deszczu czy brzozowych liści.
Złota zawieja omiata głowę, złote naklejki przywierają do szarej mgły jesiennych myśli.
Jakby mi ktoś nieustannie podrzucał dowody miłości.
– Liściu złoty – szepcze czule raz po raz.
– Dlaczego mnie tak nazywasz? – pytam.
– Bo jesteś równie cenna jak krucha. Zrozum jedno i drugie. Przymij.
Zawsze jesienią doświadczam tak mocno swej kruchości. Nagle jestem zbyt słaba, by unieść ciężar własnych myśli. Zbyt wiotkie są moje słowa, by zmieścić choć namiastkę sensu. Więzną w gardle niewyczerpane jak woda ze studni, przy której zabrakło wiadra. Moje wysiłki marne i daremne.
Patrzę na jeżyny gronami całymi przewieszające się z lasu na podwórze, na ich czerwień płomienną.
– Nie dojrzeją już nigdy – myślę – Nie zdążą, nikogo nie nakarmią…
Po co płodność nikomu nieprzydatna?
Czasem czuję się jak one.
– Liściu złoty – szepcze znowu – twojej wartości nie mierzę przydatnością.
Kolejny brzozowy listek przywarł jak w pocałunku do szyby.
Jeden z miliardów i jeden jedyny.
Rutt, jedno zdanie. Trafiasz w punkt.
A tak przy okazji: liść – listek, list – liścik. Pokrzyżowały się zdrobnienia.
Spinacze na sznurku super!
Spinacze!!! <3
Listki też piękne 🙂
Też spojrzałam na spinacze! Cudne.
Listki…
Mieliśmy cudną książeczkę beaty Kołodziej „Listek od pana Boga”. Zapodziała się gdzieś, a tak pięknie trafiał do serc z przesłaniem (list-ki-em) o Bożej miłości. Tylko tram były liście lipy – bo maja kształt serca…
to Kawusiowa zrobiła to cudne zdjęcie naszym spinaczom?
Wzruszyłaś mnie tą przydatnością/nieprzydatnością
Buziaki 🙂
Och, Rut… ” Twojej wartości nie mierzę przydatnością” – dużo czasu ON musiał nade mną pracować, abym choć trochę w to uwierzyła… I choć już tyle razy mi to mówi, to wciąż od czasu do czasu cierpliwie przypomina i udowadnia…
Dziękuję za to zdanie – bardzo dla mnie na dziś!
Chyba Mario wielu z nas ma z tym problem. Nie postrzegamy siebie jako wartościowych jeżeli w jakis sposób nie jesteśmy produktywni. To głęboka rana w wielu sercach. Jezus jak dobry Samarytanin zalewa tę ranę oliwą swego Słowa i miłosci.