„Zobacz. Znalazłam patery Babci Niebieskiej” – piszę do Anett – „Piękne jak klejnoty. Jakby kawałki witraża wypadły Bogu z nieba”.
„Mam drobiazgi, które do nich pasują” – odpisuje przyjaciółka – „Znalazłam je dziś na wystawce przy śmietniku”
I do tego wszystkiego motyl, który fruwa codziennie wokół naszego domu.
– Mamo, mamo – krzyczy Lalcia – poleciał na górę, idę go złapać!!!
Niestety skrzydełko ucierpiało podczas gonitwy:)
Gdy na niego spojrzysz z jednej strony, wydaje się niepozorny, brązowo-beżowy. Lecz gdy popatrzysz pod odpowiednim kątem i czasem jeszcze zmrużysz oczy, dostrzeżesz cud zmiany koloru na zupełnie nieziemski.
I trzykrotka wirginijska…
Jej kolor wydaje się być żywy, oddychać, płonąć. Wpatruję się jak zauroczona w jej trójpłatkowe kwiaty.
– To niemożliwe, by ten kolor mógł być piękniejszy w niebie – mówię mężowi podczas popołudniowej przechadzki.
A to bratek, który sam się wysiał u podnóża naszego tarasu. Szafir pomiędzy betonowymi płytami. Żyjący dowód na to, że można rosnąć i kwitnąć wbrew przeciwnościom losu.
I Matka nad tym wszystkim. Też szafirowa.
Każdego szafirowego ranka recytuję cicho starą pieśń: „Witaj Gwiazdo Morza, wielka Matko Boga, Panno zawsze czysta, bramo niebios błoga…”
Bo przecież każdego ranka wypływam w szafirowy rejs.
A Ona się uśmiecha spod leszczynowego krzewu do mojej kruchej łódki.
Może mi ekran dziwnie wyświetla, ale wydaje mi się, że to turkus, nie szafir. Ale może się mylę 🙂 Uwielbiam oba 😉
Pozdrawiam ciepło!
Patery to rzeczywiście bardziej turkus. Pod słońce tak piękny że dech zapiera. Odzrawiam Riv gorąco- u nas upały?
Piękne patery. Z takich starych koralików po swojej Babci moja kuzynka zrobiła zawieszki do bombek na choinkę. (Wygięty drut, koraliki…)
Niebiesko tu dziś… jak w niebie 🙂
Albo można je powiesić w oknie i przepuścić przez nie promienie słońca. Jak Pollyanna jeśli czytałaś Agajo.