Czasem czuję bunt.
– Chciałabym choć raz na kilka lat wmieszać się w tłum i być zwykłym wiernym, który idzie za monstrancją, może niezauważenie zapłakać ze wzruszenia, pomodlić się w skupieniu… – skarżę się mężowi, zakładając sandały na nogi.
Tak. Buty muszą być wygodne jeśli część trasy procesji musisz przejść tyłem.
Moja koleżanka zakonnica sypie kwiatki z gromadką białych jak puch dmuchawca dziewczynek. Też idzie tyłem.
„ Święty, święty, święty… – recytuje monotonnie, nadając tempo. Kolega ksiądz biegnie w poszumie długiej alby zapalić świece na kolejnym z ołtarzy. Chórzystki w czarnych sukienkach suną rządkiem za nim. Zanim nadejdzie On, trzeba szyk uformować i pieśń zacząć. Kościelny poprawia przechylone kwiaty w wazonie, które wiatr potargał.
Trzeba poduszek przypilnować, szarfy rozplątywać, szyk uformować i tempo dostosować.
Wszystko musi być jak trzeba, bo Król idzie.
Jestem wśród nich.
Wśród tych sług, którzy jako porządkowi i funkcyjni podążają przed Jezusem. Którzy nie mają czasu na rozważania dogłębne, zamyślenia ani łzy.
I czasem czuję bunt, bo chciałabym „pójść za Nim” – dosłownie.
Kilka razy tylko uchwyciłam wczoraj Jego spojrzenie ponad główkami w białych wiankach, spoza opadającego kolorowego konfetti płatków kwiatów, w furkocie wstążek, łopocie skrzydeł sztandarów.
– Umiłowany mój – poskarżyłam się cicho.
Bo taki smutek mnie ogarnął, że nie idę za Nim, że moje myśli nie zanurzone w Nim, lecz pogrążone w prozie banalnych spraw.
„Chłopcy, trochę na prawo”,
„Uważajcie, bo rozerwiecie różaniec”,
„ Agniesia, dasz radę z tą poduszką”,
„Może teraz ktoś inny poniesie”,
„Odwróćcie się do ołtarza”,
„Zatrzymajcie się, bo się rozłączyliśmy”.
I wtedy naraz ujrzałam jego uczniów. Wtedy, gdy głosił tłumom naukę, gdy leczył chorych i karmił na pustkowiach. Wszyscy zasłuchani, przejęci, na Nim skoncentrowani. A uczniowie?
Zajęci ustawianiem kolejki do Mistrza, rozsadzaniem ludzi w gromady, szukaniem chlebów i rybek, chronieniem Go przed ściskiem, tłumaczeniem ludziom, że jest zmęczony, rozsyłaniem ich do domów, szykowaniem noclegu. I tylko czasem, jak ja, na ułamek sekundy złowili Jego wzrok ponad głowami , szepnęli : „Mistrzu” i pobiegli dalej dbać o prozę życia. Jego prozę życia. Bo On też ją miał.
Wczoraj dał mi zrozumieć, że czasem „Idź za Mną” oznacza „idź przede Mną” , a w jednym spojrzeniu można zmieścić więcej miłości niż w tysiącu słów nabożnych.
Chcesz mnie tu, więc jestem Miły.
Przed.
Ogołocona ze wzruszeń, bycia sam na sam z Tobą, jednej łzy, chwili ciszy, oddechu.
Trochę cię rozumiem, Ruttko. W tym roku sobie powiedziałam, że w przyszłe Boże Ciało przerwa od fotografowania procesji… zobaczymy, jak będzie 🙂
No tak. Jeszcze jest fotografowanie?. Ale to już ten znajomy ksiądz. Ja tylko kilka fotek.
Mam w sobie ten ból, kiedy biegnę do kościoła z dość liczną gromadką. Oczy z przodu, z boku i z tyłu głowy. I powtarzane słowa: proszę, cisza, chłopcy, dziewczynki, nie – nie możecie na chór… . A do tego próba odpowiedzi na milion pytań, godzenia, pocieszania, zatrzymywania w kościele, tłumaczenia dlaczego to takie ważne i ogarniania spowiedzi, komunii św. i „paniiiii, ja chcę do toalety”. Wiele razy pytam – Panie, wiesz że staram się tu naprawdę BYĆ? Wiesz, że chcę Cię usłyszeć, choć zagłusza Cię ten przyprowadzony przeze mnie chórek? Pomóż mi proszę ukraść dla siebie chociaż kilka słów… .
Chodzenie jako opiekun grupy czy inny pomocnik CO DRUGI RAZ powinno rozwiązać opisane problemy.
Pozdrawiam.
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” – chyba tylko tak mogę odpowiedzieć. Odzdrawiam Ppp:)
Doroto, wiem. On też wie. Rozumie. Patrzy. Kocha. Widzi zabieganie Marty która nie może usiąść u stóp jak Maria, bo ktoś to musi „ogarnąć”, zadbać o prozę życia. On widzi każdy gest. Każde westchnienie tęsknoty. Wiem to Doroto.
☺☺☺masz rację, On na pewno wie☺
Dobrze by było, gdyby rodzice pomagali. Gdyby można było się zmieniać… U nas pomaga młodzież. I – ciekawe – nikt nie idzie tyłem. Ale też i procesja pewnie zdecydowanie skromniejsza… mało bardzo dziewczynek w tym roku – może już na wakacje dzieci wyjechały?
Dobrze by było. U nas też mało. Ze 20 do sypania kwiatków. Plus około 30-cioro do innych rzeczy. Gdybym uczyła starszą młodzież to pewnie bym ich wciągnęła, ale nie uczę. Całuski Agajo. Twoje zawieszki już wiszą. Pokażę jak uda mi się w końcu zrobić jakieś przyzwoite zdjęcie;)
W tym roku chyba po raz pierwszy przyszło pogodzenie z tym,ze idę …bokiem. Tak akurat u mnie :)Po raz pierwszy też mąż , który niósł baldachim zadbał, by ministrant z trybularzem szedł z boku, więc Go nie przesłaniał. Po raz pierwszy nie było żadnego rodzica, kręcącego film córeczce sypiącej kwiatki. Po raz pierwszy do poduszki i figurki świętej patronki brałam z „łapanki”, bo na zbiórkę przyszły tylko trzy dziewczynki ( takie uroki bycia katechetką na emeryturze). A ta litania którą Rutko przytoczyłaś … oj, jak dobrze znana ( szerzej, wolniej itd)
U nas ministrant idzie tak, że zawsze mam Go vis a vis. Gdy idę tyłem:) Pozdrawiam Cię Grażynko.