Ostatnio tak mnie wciągnęło wybieranie tapet do nowego domu. Tyle czasu spędziłam przeglądając zasoby internetowych sklepów. Zapomniałam o całym świecie, o dzieciach, sprzątaniu, obiedzie, jedzeniu. Potem były jeszcze – z inspiracji mężulka – tralki i trepy do schodów. Zaraz potem drzwi pokojowe. I jeszcze płytki do łazienki. Niekończące się szaleństwo planowania domu.
Gdy wieczorem uklękłam do modlitwy, trudno było mi uciszyć szum w głowie i zatrzymać kolorowe klisze sunące w wyobraźni jak filmowe taśmy.
– Och Rut, gdybyś choć połowę czasu i pasji, z jaką szukasz tapet, włożyła w budowanie domu wewnątrz ciebie… Gdybyś z taką radością planowała budowę schodów, którymi wejdziesz do nieba… Chociaż połowę tego czasu i zaangażowania. – usłyszałam.
To było z miesiąc temu.
A tydzień temu…
– Mamo, opowiem ci mój sen – zagaja znad miseczki płatków śniadaniowych Laura. – Bo go pamiętam (o, to rzadkość:). Śniło mi się, że jechaliśmy razem samochodem, a potem zatrzymaliśmy się i zobaczyliśmy jakąś panią. Stała wysoko na schodach i wołała cię żebyś do niej poszła. I ty poszłaś, a ona powiedziała żebyś weszła jeszcze wyżej. A potem my za tobą też poszliśmy. A potem to już nie wiem, bo tata kazał mi wstawać do szkoły. – córeczka ,nieco zawiedziona brakiem puenty, kończy swoją opowieść.
Domyślacie się jaką miałam minę? 🙂
I nie potrzebuję puenty. Znam ją od miesiąca.
Och Rut… gościem tu jesteś.
Ps. Mama mojej przyjaciółki Anett właśnie odchodzi do Domu. Proszę, westchnijcie, by schody nie były zbyt strome.
Ps 2: Mama Anettki umarła dziś w nocy. Spokojnie. Dziękuję za Wasze modlitwy.