Odwiedziliśmy wczoraj nasz przyszły dom.
Rozpaliliśmy w piecu żeby poczuł się czyjś i żeby jego serce rozgrzane naszą obecnością przetrwało tę mroźną noc na styku starego i nowego roku. Przytuliłam się do jego grzejnika, wypiłam kawę szybko stygnącą w dłoniach, a potem wyszłam w noc i zajrzałam w błyszczące oczy naszego przyszłego domu. Pięknie wyglądał z rozświetlonymi oknami i świeczką z postaci mojej córki w drzwiach tarasu. A wokół nieprzenikniona ciemność z kroplami gwiazd.
Ktoś kiedyś powiedział, że gwiazdy to dziurki w granatowej serwecie nieba, przez które spoglądają na świat Aniołowie.
A dziś białe od mrozu połacie dachów. Lśni na nich misterny haft z kryształków lodu.
Przed nami leży czas jak wielki niepokalany obrus. Cały rok. Cały zwój materii z najlepszej przędzy, o splocie tak niespotykanym jak antyczne tkaniny, drogocenny i rzadki jak bisior. Dar darmowy i niedoceniony.
Co z nim zrobimy zależy tylko od nas. Możemy odciąć kawałki i rozdać innym. Jeden z najpiękniejszych darów – po prostu czas. Część zostawmy sobie i Bogu.
Ale możemy go też podeptać, podrzeć na bezużyteczne strzępy, wytrzeć w niego brudne buty, sprzedać za marne błyskotki.
Biały obrus czasu na stole naszego życia.
Dobrego, obfitującego w piękne decyzje, z miłością i mądrością wykorzystanego Nowego Roku 2016 życzę i Wam i sobie:)