Umiem rysować, ale nie tak, by zdołać przedstawić obrazy, które mam wymalowane w głowie, które śnią mi się po nocach i nawiedzają wtedy, gdy usta szepcą modlitwę. Te obrazy są tak piękne, że z trudnością szkicuję je słowami. Brak mi barw, pojęć, ciepła, światła.
Kiedyś opisałam jeden z nich. Moje miejsce. Moje niebo. Chyba na starym blogu.
W tym roku dostałam piękny prezent od Anett, która z równą gracją posługuje się kreską i kolorem jak słowem.
To ja. Bezpieczna w Jego dłoniach. Tam zmierzam kolejny już rok mego życia. Do spokojnej doliny w zagłębieniu Jego dłoni.
Poznacie mnie po lazurowej sukience i ciemnym warkoczu.
Anett, dziekuję:)