Dusio od ponad tygodnia przebywa na Śląsku u swego wakacyjnego przyjaciela, a syna naszych przyjaciół ze studiów. Niedługo i my wyruszamy po nowe przygody i po zwrot syna.
Tymczasem tęsknota kwitnie, a robienie niespodzianek inspirowanych nostalgią okazało się bardzo zaraźliwe.
Laurka siedzi i wbija z impetem kolejny gwóźdź w deseczkę.
– To będzie niespodzianka dla Adasia jak wróci. – relacjonuje zgromadzonym wokół domownikom i sięga po kolejny gwozdek.
Oczywiście i gwoździe i młotek i chyba nawet deseczka zostały wygrzebane z mini-warsztatu brata, który to warsztat tymczasowo – na skutek remontu – znajduje się pod biurkiem. Standardowo cały sprzęt jest na biurku i bywa tylko delikatnie odsuwany na czas odrabiania lekcji np. Kiedyś zrobię zdjęcie – obiecuję, bo widok wart jest uwiecznienia:)
– A dla mnie to nie zrobiłaś niespodzianki. – skarży się Nusia w kierunku stukającej młotkiem siostrzyczki.
– Bo nie wyjechałaś. – odpiera zarzut , nie przerywając sobie pracy.
– Wyjechałam. Byłam na Zielonej Szkole.
– Ale nie długo. – maluch ma spory zasób argumentów.
– Właśnie, że na długo. – nie poddaje się poszkodowana siostra – Na cały tydzień.
– Nieprawda, bo nie tęskniłam za tobą. – kończy jałową dyskusję mały majsterkowicz.
Niespodzianka! Ostatni gwóźdź do trumny – można by rzec:)
Rozmiarem tęsknoty można mierzyć czas i odległości. Każdy z nas przerabiał tę prawdę w swoim życiu.