Jako łup wojenny z podróży do dziadków przywieźliśmy różową pastę do zębów. Pasta jest wyjątkowo smaczna, bo truskawkowa i wystarczyło jedno słodkie pytanie Laurkowe, by stała się jej wyłączną własnością.
W związku z tym, że po pierwsze primo – jest różowa, po drugie primo – truskawkowa, a po trzecie primo – od dziadka, stanowi rzecz drogocenną, a informacja gdzie akurat się znajduje, jest z rodzaju tych danych, które mogą uratować życie i zdrowie reszty rodziny. A znajdować może się dosłownie wszędzie, bo też wszędzie jest przez trzylatkę targana, wciskana, przechowywana i zapominana.
Toteż, gdy kątem oka zauważam różową tubkę z krokodylem, natychmiast i bez udziału woli włącza się tryb skanowania i zapisywania informacji na dysku.
„Pasta różowa – w kącie za kanapą – różowe pudełko z pamiątkami”.
Zapisz.
Plik zapisany pomyślnie.
W razie palącej potrzeby, natychmiast włącza się tryb odszukiwania pliku z danymi. Szuuuuu….- szeleszczą synapsy na złączach.
Jest. Znalezione.
Takie operacje w mózgu rodzica zachodzą automatycznie.
Kiedy to sobie uświadamiam, zaczynam się śmiać, bo to prawie jak obłęd:)
– Ty też tak masz? – pytam mężulka leżącego obok na kanapie. Pytam z nadzieją, bo nic tak nie uspokaja jak świadomość, że obłęd jest zbiorowy, a więc staje się normą:)
– Pewnie. – potwierdza skwapliwie wspólnik mego szaleństwa. – Pamiętam też gdzie jest jej szczoteczka, fioletowa torebka, kolorowanka z rodziną…
Tymczasem jednak w trakcie naszej krótkiej pogawędki zachodzą istotne zmiany.
– Oooo, jeśt moja paśta!!! – wykrzykuje maluszek znad różowego pudełka i wynosi pastę w siną dal.
Szuuuu… – ożywiają się synapsy.
Plik kasuj. Pasta różowa nie jest w kącie na różowym pudełku. Lokalizacja nieznana.
Póki co:)
Też tak macie?
…bo nic tak nie krzepi jak świadomość, że obłęd jest zbiorowy:)