Kuchnia.
Jemy śniadanko z Misiem. Zza drzwi pokoju słychać odgłosy wrzawy. Maluszki, czyli Nusia i Lala bawią się od samego rana.
Nagle drzwi otwierają się z hukiem jak nie przymierzywszy w jakimś kowbojskim saloonie i wyparowuje z nich wzburzona Lala. Na progu jeszcze odwraca się i dobitnie, przy pomocy języka i prychnięcia, eksponuje co myśli o zabawie z siostrą. ( jeśli ktoś ciekaw jak ten grymas należy wykonywać polecam mój ukochany filmik z dzieciństwa pt: „La linea”, praktycznie w każdym odcinku tej bajeczki stwór, którego ja i Amelia zwałyśmy Barbapapą prycha w ten sugestywny sposób:)
– Nusia jeśt gupia – dodaje Lala żeby nie pozostawić wątpliwości i wzmocnić siłę wyrazu swego prychnięcia.
W tam stanie ducha, z lalką dzidziusiem pod pachą, wchodzi do naszego spokojnego azylu ludzi stonowanych, 40-letnich.
Ludzie stonowani żadną reakcją nie zdradzają co myślą. Wiedzą już, że często najlepszą metodą jest przeczekać burzę:)
I mają rację.
Burza wygrzmiała się, błysnęła dwoma piorunami i… w ciągu dwóch sekund wyszło słoneczko.
– Mam świetny pomyśł!!! – wykrzykuje Lala unosząc paluszek do góry i zawieszając głos tak, by atmosfera zgęstniała od oczekiwania jak śmietana kremówka w trakcie ubijania.
– Poganiamy się z dzidziusiem!!!
Pobiegła. Drzwi trzasnęły wesoło, a ludzie stonowani wrócili do przerwanej pogawędki przy kawie.
Kiedy miałam lat naście lubiłam otwierać na oścież okno mego pokoju i oglądać w całej okazałości spektakl rozgrywający się na niebie podczas burzy. Uczyłam się ze stoickim spokojem liczyć grzmoty i zachwycałam się warkoczami błyskawic przecinających przestrzeń nad sadem.
Nawet nie sądziłam, że kiedyś te zdolności przydadzą mi się jako rodzicowi:)