to-tak-to, to-tak-to, to-tak-to…

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

Oglądaliśmy ostatnio film „Family Man” z Nicolasem Cage’m w
roli głównej. Taki ciut remake „opowieści wigilijnej”. Bogaty, ustawiony, bez
zobowiązań, przebojowy makler budzi się nagle jako mąż swej byłej dziewczyny i
ojciec dwójki dzieci, pracownik sklepu z oponami w zapadłej mieścinie. Sen
niestety jest dłuuugi i prowokujący do przemyśleń i narastającego buntu, który
ostatecznie główny bohater artykuuje w postaci zdania tej treści:

„ Jakie ja mam życie? Wstaję rano budzony przez psa i krzyki
dzieci, zmieniam pampersa synowi, wyprowadzam psa, jem śniadanie, ubieram się,
odwożę dzieci do szkoły, potem idę do pracy i kilka godzin spędzam sprzedając
opony. Po południu odbieram dzieci, wracam do domu, wyprowadzam psa, jem
kolację, przebieram się i idę spać. I tak dzień po dniu.”
( niedosłowny cytat:)

 

Rano Miś budzi mnie delikatnym szturchnięciem. Zawsze wydaje
mi się to zdarzenie częścią snu niedośnionego. Wiecznie jestem nienasycona snem, a już
szczególnie około godziny 6 rano. Wszystko dzięki Laurci, która nad ranem śpi
jak przysłowiowy „zając na miedzy”.

Drugie delikatne szturchnięcie połączone z szeptem: „Wstań”
nie pozostawia jednak wątpliwości co do realizmu zdarzenia, choć zwykle jeszcze
z minutkę-dwie udaję, że nie domyślam się o co chodzi.

A potem „grabejdam” się jednak spod ciepłej kołdry. Zbyt
ciepłej w zbyt zimny poranek. Idę do łazienki, wracam, opatulam się kołdrą
szczelnie siedząc na łóżku jak „sęp na gałęzi”. Jedyne co ośmielam się wystawić
na działanie orzeźwiającego chłodu to głowa i dwa palce prawej ręki. Miś,
śmiejąc się, zaczepia o te palce ucho kubka z kawą.

– Moja sówka. – mówi i chyba ma rację, bo wyglądam zapewne
jak duża napuszona, zbyt wcześnie wybudzona sowa.

Pierwsze łyki kawy docierają do zaspanych komórek. Umysł
zaczyna tkać gobeliny myśli.

– Zobacz – mówię – on miał rację. My też mamy takie życie.
Wstaję rano, śniadanie, dzieci do szkoły, kilka godzin w pracy, wracam, obiad,
dzieci ze szkoły, przygotowania na następny dzień, kolacja, mycie, wieczorne
rytuały, sen. I następnego dnia znów ten sam scenariusz.

– Narzekasz? – pyta

– Nie. Mówię tylko, że to tak właśnie jest. I w tym
zwyczajnym, monotonnym życiu trzeba jednak umieć odnaleźć szczęście, cieszyć
się chwilami, zauważać drobiazgi. To wielka sztuka umieć przełamać rutynę i
znudzenie .

 

To jest jak malowanie akwareli.

Kiedy widzisz, że płótno wysnuwające się spod pędzla jest
zbyt szare, rzuć kilka plam czerwieni, rozświetlające oranże, czasem nawet
czarną kreskę. Jeśli jest zbyt krzycząco jaskrawe, stonuj je błękitami,
ciepłymi brązami, rozsnuj tu i tam siwą mgiełkę.

Przywróć harmonię.

Czasem wystarczy wyjść wieczorem na balkon, zaczerpnąć kilka
haustów zimnego powietrza.

Czasem można wypić lampkę wina, poczuć ciepło winnych
stoków, gdzie dojrzewało.

Czasem w sobotę pozwolić rodzinie dłużej pobyczyć się w
łóżku.

Czasem zatrzymać się w biegu, czasem nagle zerwać do
sprintu, gdy czas toczy się zbyt leniwie.

Czasem wystarczy przesunąć jeden mebel z kąta w kąt,
postawić flakon z kwiatem.

Czasem sięgnąć na chybił trafił do półki z książkami,
przeczytać kilka stron dawno nie czytanych.

Czasem odkurzyć starą płytę, pozwolić się ponieść muzyce.

Czasem stanąć przed lustrem i zapatrzyć się w swoje własne
oczy.

Czasem rozetrzeć na dłoni gałązkę tui i poczuć jej
odurzającą zieloną woń.

Czasem usiąść mężowi na kolana, dać mu się otoczyć ciepłymi
ramionami.

Czasem zrobić psikus rodzinie i włożyć małą skarpetkę do
szuflady na sztućce.

Czasem zjeść potrawę z dzieciństwa – kanapkę ze śmietaną i
cukrem.

 

 

I – choć stukot kół pociągu taki czasem monotonny – można ucieszyć
się tą naszą podróżą w znane Nieznane.

Na koniec bohater filmu też to odkryje.

 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 24 lat, mama czwórki dzieci, w tym dwójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wszystko. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *