Msza w małym kościółku.
Siadamy na ławeczce na dworze. Jest pięknie. Przed nami rozległy trawnik, a za murem widok na stary park. Śpiewają ptaki, brzęczą pszczoły jak złote dzwoneczki, raz po raz świdruje przy uchu komar. Patrzymy na bawiące się na trawce małe dzieci.
Oto chłopczyk prostuje dmuchawiec. Najpierw go podeptał, a teraz biorąc za główkę, ustawia do pionu, dmuchawiec zaś wdzięcznym mdlejącym ruchem ponownie opada. I tak po wielokroć. Ku rozpaczy malca.
Trudno było wytrzymać, by się nie śmiać, choć akurat trwała msza święta.
Czasem Bóg nam podsuwa inną Ewangelię niż ta, która akurat jest w czytaniach z dnia. Też trzeba jej wysłuchać, ujrzeć, pomedytować nad nią chwilę.
Nad tym jak czasem frywolnie podepczemy coś ważnego, a potem dziwimy się jak to było kruche i że ciężko lub niemożliwe jest to naprawić.
Są rzeczy tak koronkowe i misterne jak dmuchawiec na łące. Może to być nasze zdrowie, nasze małżeństwo, zaufanie drugiej osoby, podeptana wiara, której uczyli nas nasi rodzice. Możemy tak zdeptać całe lata naszego życia, a potem dziwić się i smucić, że zostawiliśmy za sobą tylko ruinę i klepisko.
Ale… jest coś, co nas odróżnia od chłopczyka z dmuchawcem.
Bo nasze wspomożenie w imieniu Pana.
On, nawet największej kalece i najbardziej okaleczonej sytuacji przyjdzie na pomoc, jeśli tylko zawołamy. A dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.
Pan Zastępów, który grzmi w wodospadach, lśni w kroplach rosy nad ranem, który tęczę jak łuk rozpina, mieszka na niedostępnych szczytach i zna najodleglejsze głębiny oceanów… Co dla Niego jest zbyt trudne? co dla Niego nieosiągalne? jakie zgliszcza zbyt spalone? jaka pustynia zbyt wyschnięta? jaka rana nieuleczalna? jaka pułapka bez wyjścia?
Wołaj więc, a przyjdzie!!!
Podźwignie ciebie i wszystkie kruche dmuchawce, które głupio zdeptałeś.
Taką Ewangelię wczoraj przeczytałam i taką homilię usłyszałam:)