I powstały dwie kolejne róże różańcowe🌹🌹, tym razem rodziców za dzieci.
Wczoraj byłam też na mszy z okazji rocznicy powstania trzech róż żon za mężów🌹🌹🌹
I – jakby w prezencie dla nas wszystkich znalazłam – piękny fragment listu pewnego zakonnika do Pauliny Jaricot, która jako pierwsza zakładała koła żywego różańca.
Jezuita, o. Henri Ramiere do Pauliny Jaricot pisał, że koła: „składają się z ludzi dobrych, średnich i takich, którzy mają tylko dobrą wolę (…). Piętnaście węgli: jeden płonie, trzy lub cztery tlą się zaledwie, a pozostałe są zimne. Ale zbierzcie je razem, a wybuchną ogniem! Oto właściwy charakter twojego Żywego Różańca”.
To była też odpowiedź na moje myśli, że nie płonę, lecz tylko troszeczkę się żarzę. Odpowiedź bardzo pocieszająca:)
Tak więc jesteśmy węgielkami, teraz już 20toma w każdej róży. Jeśli jeden niedomaga lub gaśnie, inne go ogrzewają i płoną podwójnym ogniem aż gasnący się rozgrzeje.
To łaska być wspólnotą.
Dobrze być węgielkiem… a żeby żar nie przygasł, potrzeba, by jeszcze ktoś delikatnie w tę garstkę dmuchał. I chyba też w tym rzecz, że oprócz dwudziestu węgielków jest ten Ktoś!
bez tego Kogoś nikt z nas by nie płonął, ani nie żarzył się❤️
Dziś właśnie myślałam o tym, że moją motywacją – oprócz rzecz jasna dzieci – jest to, że ktoś liczy na to i wierzy, że odmówię swoją cząstkę…
Tak Agato, do rzeczywiście duża motywacja🌹