– Proszę Pani, on mi pokazał L – skarży uczeń.
Przez chwilę nie wiem co powiedzieć, bo zupełnie nie mam pojęcia czym jest wspomniane „L”. Z miny ucznia donoszącego wnoszę jednak, że to jakowaś „ubliga” ( cytując Fabiana Bohatyrowicza:), więc zareagować muszę.
– Nie widziałam, patrz w książkę, a ty nie pojazuj „L” – rzucam więc szybko i wracam do tematu lekcji. Na tyle szybko żeby się nikt nie domyślił, że nie wiem tak oczywistej rzeczy.
– Co to jest „L” ? – dopytuję w domu moje bardziej światowe córki:)
– Jakie „L”?
– Jakieś obraźliwe.
– Aaa, to pewnie „przegryw”, z angielskiego – oświeca mnie Nusia.
Nie nadanżam, naprawę nie nadanżam:)
Rozdaję w klasie stare rysunki moich byłych uczniów. Mają służyć moim obecnym jako inspiracja do pracy.
– O, ja mam rysunek kogoś, kto chyba na pterodaktylach jeszcze latał – chwali się Bartek.
– Pokaż – proszą koledzy.
– Z 2015 roku? – dziwią się jakby chodziło o średniowiecze. Co najmniej o średniowiecze;)
Dobrze, że zapomnieli, że urodziłam się w zamierzchłym XX wieku:)
I staram się nadanżać, choć nogi już nie te co kiedyś. Może rzeczywiście szybciej byłoby na tym pterodaktylu😁
Mnie swego czasu rozbawił i rozczulił młody (ale jednak dorosły) człowiek, który po lekturze (zadanej) „Nocy i dni” wyznał, że był mile zaskoczony… bo to dało się normalnie czytać, a przecież tak dawno, dawno temu powstało. Najwyraźniej spodziewał się języka niczym z „Legendy o świętym Aleksym”. A moja całkiem osobista córka ostatnio stwierdziła, że zaczyna lubić stare piosenki. Niebacznie spytałam, co rozumie przez stare i okazało się, że sprzed pięciu lat…
Jak Laura mówi: „w czasach mojego dzieciństwa” wybuchamy wszyscy śmiechem:) a brat okrutnie ją pyta: A teraz to kim jesteś?
Ja przynajmniej już mam pewność, że jestem dinozaurem:)
Jak mówię o moim dzieciństwie to się czuję jak dinozaur😁
Nawet moje dzieci mówią: to tak dziwnie urodzić się w tysiąc dziewięćset którymś😁
No, bardzo dziwnie. Od razy jak ujrzałam ten świat, się zdziwiłam;)
Mogę Was pocieszyć, dziewczyny, że jestem nieco młodsza, a też już nie nadanżam 🙂 Starsi synowie tłumaczą młodzieżową rzeczywistość.
I jest nieco przerażające orientować się, że moje ulubione „nowe” piosenki z czasów licealnych mają już dwadzieścia lat. No jak to, kiedy? 🙂
I nie istnieją też na przykład „Gwiezdne wojny” (za moich młodych lat to naprawdę był imponujący rozmachem i wyobraźnia obraz kinowy), tylko jakieś okropne „starłorsy”.
Dobrze, że mamy dzieci Riv. Inaczej już dawno byśmy odpadły:)
Starłorsy to i ja już się nauczyłam mówić;)
Moja córka kiedyś (gdy była jeszcze mała) spytała mnie, czy za czasów mojego dzieciństwa świat był czarno – biały. Wczoraj słyszałam, jak mówiła do swojej także nastoletniej siostry: „przecież on jest stary, ma z czterdzieści lat!” Niestety odnotowuję też brak zainteresowania moimi ulubionymi piosenkami z lat 90 (reagują zażenowaniem), za to czasem interesują się latami 80., które mi z kolei wydają się jakieś makabryczne.
Rut, kiedyś pisałaś, że zbierasz słówka z Podlasia. Zaraz jedziemy na cmentarz na Podlasie (a w zasadzie pogranicze, bo to Jabłonna Lacka) i przypomniało mi się, że gdy byłam dzieckiem mówiono, że na odpuście w Jabłonnie będą „tasy” 🙂 Rozumiałam to jako zabawki itp
Ja moim dzieciom opowiadam, że obraz w Tv był czarno- biały, ale ja widziałam go na kolorowo. Nie wiem jak to możliwe.Może siła wyobraźni zadziałała.
Nasze dzieci słuchają przebojów wszelakich dat, często sobie z moim mężem siadają i wyszukują najsmaczniejsze kawałki z różnych czasów. Może dlatego nie mają awersji do żadnych:)
Nie słyszalam tego słówka, ale sobie z Alą zanotujemy. Tasy – zabawki:)
Ala teraz zapisała się do skansenu na warsztaty robienia palm wielkanocnych. Aż jej zazdraszczam;)
Czyli Wasza palma na niedzielę palmową będzie jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna:)
Rut, ja dokładnie pamiętam, że raz Lolek miał różowe spodenki, choć mieliśmy wtedy czarno-biały telewizor 🙂
Ala od razu ją w skansenie poświęci, bo tam pójdzie na mszę. My mamy zeszłoroczną, też własnoręcznie robioną, z bibuły. Poświęcimy jeszcze raz:) Świętości nigdy dosyć, nawet dla palmy😁
A krecik miał czerwoną czapkę😍
A ja lubiłam w tych czarno-białych czasach oglądać mistrzostwa w jeździe figurowej na lodzie i utkwiło mi w pamięci, że komentatorzy informowali o barwie strojów sportowców. I albo lubili używać wyszukanych nazw odcieni (np. turkusowy), albo ja miałam skłonność do wyłapywania takowych. Głód kolorów zresztą odczuwałam mocno.