pierwszy płatek śniegu

Wszystko zaczyna się od jednego płatka śniegu. Frunie powoli w dół, waha się to w prawo, to w lewo. Jakby dopiero się decydował: czy spaść na ziemię czy wrócić spowrotem.
Potem długo, długo nic.
A niebo coraz bardziej gaśnie, do błękitu ktoś dodaje szarej farbki i miesza na palecie…
Chwilę potem pojawia się garść innych płatków. Wyglądają trochę jak stado małych muszek, które urządzają sobie gonitwy w przestworzach. Są maleńkie, ale dobrze je widzę na tle ciemnoszmaradowego tła sosen.
A potem czuję, że ktoś zaczyna
bełtać błękit także w mojej głowie, a mgła powoli osnuwa myśli.

I śnieg powoli zaczyna sypać.
Sennie osuwa się w dół coraz gęściej tkana biała firana. Czasem nagły podmuch podrywa jej brzeg  i ukazuje kawałek świata tuż za nią.
Siedzę na antresoli i patrzę na zimowy świat, w palcach obracam czerwone koraliki różańca. Obok mnie stary anioł, też z różańcem przewieszonym przez dłonie. Zapaliłam zieloną świeczkę.

Na dole moje córki oglądają drugą część Narnii. Nie, nie wyrosły z tego, co mnie bardzo cieszy. Choć prawie wszyscy ich rówieśnicy już dawno wyrośli. Mój syn zasnął na dywanie w salonie, potem ocknął się, przeszedł na nasze wielkie łoże, gdzie siostry urządziły swoje kino i teraz chrapaniem zagłusza im seans;)
Są oburzone.
Mąż gdzieś na podwórku i w warsztacie zanurzony w swych męskich zajęciach.
Koty próbują upolować słoninkę, którą zawiesiliśmy sikorkom, a sikorki jak ruchliwe szmaragdy siedzą na wszystkich gałązkach.

Co jest nadzwyczajnego w tym naszym zwyczajnym codziennym życiu, że o nim piszę?
Nic.
Jeśli ktoś tak pomyśli, nie pomyli się.
Zupełnie nic.
Jak w śniegu, który sypie zimą. Wszak to nic nowego.
Nic.
I jednocześnie wszystko jest w nim nadzwyczajne.
Jak w śniegu, który właśnie okrywa świat białą peleryną.

Wszystko zaczyna się od jednego płatka śniegu.
Wszystko zaczyna się od jednego uważnego spojrzenia. Potem drugie i trzecie, nieśmiała myśl kiełkująca w głowie, że „może to właśnie jest szczęście – takie zwyczajne nic”.

I – ani się obejrzysz – wszędzie jest biało i skrząco.

Wokół ciebie i w środku.

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

29 odpowiedzi na pierwszy płatek śniegu

  1. Alicja M.M. pisze:

    A Narnia w tej nowej wersji czy starej BBC? Do nas, mimo technicznych fajerwerków nowej, tak naprawdę przemawia tylko ta dawniejsza, nieco teatralna. W klimacie bliższa prawdziwej Narni…

  2. ruttka pisze:

    Nowej. Nawet nie wiedziałam, że jest jakaś stara wersja Alicjo;)

  3. Rivulet pisze:

    A mnie ta stara przerażała 🙂 Przy nowej mam ciary, muzyka i klimat… Uwielbiam.
    Ale i tak najlepsze książki 😉
    Alicjo właśnie się zorientowałam, że nie wysłałam zdjęć z orszaku. Feryjny rozgardiasz… A jutro pierworodny po raz pierwszy wybywa sam na zimowisko 😉 W góry. Będzie miał prawdziwą Narnię, chociaż u nas dziś też bajkowo…
    Uściski dla Was 🙂

    • ruttka pisze:

      To tak jak mnie jako dziecko przerażała stara wersja Muminków🤪 Strasznie smętne i przewracały oczami;) A tę nową wersję uwielbiam i ja i moje dzieci.

      • Alicja M.M. pisze:

        Ale dla mnie i w przypadku Narni, i Muminków to jest poniekąd na plus tych starych wersji, że one potrafią też przekonująco przerażać. Dla mnie tylko te stare Muminki! (Kapitalna ścieżka dźwiękowa). No i rzecz jasna, nade wszystko książki! Właściwie jedyny w moim życiu przypadek, gdy film (serial) okazał się lepszy od książki, to… może nie powinnam się przyznawać…

  4. ruttka pisze:

    Alicjo, ja mam tak bujną wyobraźnię, że mnie nie trzeba dodatkowo przerażać:) Unikam więc wszelkich strasznych filmów, horrorów, trillerów, wojennych i… starych Muminków😁 A jako dziecko ogromnie bałam się jeszcze Wasyla z „Misia Kuleczki” 🙂

  5. ruttka pisze:

    No to się już przyznaj co to za film lepszy od książki;) Bywają takie. Uważam osobiście, że Władca Pierścieni jest tego przykładem, i Hobbit. Z fimów to mój numer 1 na liście.

    • Alicja M.M. pisze:

      „Niewolnica Isaura”! „Leciała”, gdy byłam w szóstej czy siódmej klasie, autentycznie oglądałam z wypiekami. Sięgnęłam z ciekawości po książkę… i pierwsza niespodzianka, że cieniutka, po drugie, styl „do łzy ostatniej” już wtedy okazał się dla mnie w literaturze niestrawny. Co do „Władcy Pierścieni” mam takie same odczucia jak Ty. Lewisa kocham, a jakoś nie uległam magii Tolkiena.

      • Rivulet pisze:

        Padłam 😀 Nie oglądałam Niewolnicy, ale kojarzę tytuł.
        Ale z tym Tolkienem to Wy tak serio? Dobrze zrozumiałam? Film lepszy od książki?
        No zgrozaaa 😉 A właśnie ostatnio z mężem psioczyliśmy na film WP, że choć świetny, to gdzie mu tam do pierwowzoru…

        • ruttka pisze:

          Naprawdę Riv. Mam wielki szacunek dla Tolkiena, jego pracy, tego, że stworzył cały niemal.świat od nowa, łącznie z językiem elfickim i mapami. Mam szacunek dla niego jako dla człowieka żyjącego wartościami.
          Ale jego sposób pisania mnie nie urzekł. Jest ciężki. Przybierałam się do WP z dziesięć razy, w końcu przebrnęłam, ale to było w czasie, gdy leżałam na podtrzymaniu ciąży Nusią i absolutnie nic nie mogłam robić. Więc dopiero tak „uziemiona” przeczytałam do końca.
          A film? Brak mi słów, by opisać co czuję za każdym razem, gdy widzę te światy, krajobrazy, czas się zatrzymuje… Moje dzieci też go uwielbiają. Nusia na jesieni poszła nawet na całonocny maraton filmowy. Była nieprzytomna, ale szczęśliwa:) Teraz marzy o maratonie z Hobbitem;)

          • Rivulet pisze:

            To ja miałam na odwrót, do Lewisa się musiałam przekonywać 😉
            Film Jacksona świetny i ryczałam na wszystkich trzech częściach w kinie 🙂 jako licealistka zakochana we Frodzie po przeczytaniu książki. No ale do moich wyobrażeń jednak nie dorasta. O ile Shire jest cudowne, Rohan oddany świetnie, to na przykład sposób przedstawienia elfów mnie irytuje. No ale film to zawsze tylko film… Chociaż cieszy mnie, że najważniejsze kwestie się tam pojawiły, te pachnące chrześcijaństwem. Gdyby powstawał teraz, to już nie byłoby takie oczywiste…

      • ruttka pisze:

        Pamiętam Niewolnicę Isaurę:) Cała rodzina płakała przed telewizorem, a ulice miasta pustoszały na czas, gdy „leciał” kolejny odcinek. A potem, z tą samą aktorką serial: ” W kamiennym kręgu”. To były wyciskacze łez😁

  6. Alicja M.M. pisze:

    Właśnie mam wrażenie, że „nowa” Narnia jakoś ciut spycha te najważniejsze kwestie. To nie są jakieś rażące zmiany, ale jednak dla mnie za mało tu Narni w Narni.
    Co do filmowych elfów, kocham scenę ich wejścia do Helmowego Jaru.

    • ruttka pisze:

      Ja Narni nie czytam, to trudno mi mówić o różnicy, ale głębię przekazu chrześcijaństwa w filmie dostrzegam bardzo. Scena zabicia lwa na kamiennym stole to jakbym stała pod krzyżem Jezusa. Ten sam jazgot wściekłego tłumu, ciemność, pokora ofiary, jej milczenie… Mam łzy za każdym razem.
      Lewisa zaś czytałam coś innego, bardziej dla dorosłych: ” Rozwód ostateczny” – zobrazowanie literackie tego, co dzieje się z duszami po śmierci.
      A elfy i ich królestwo we WP kocham najbardziej. W trakcie filmu robiłam sobie nawet screeny z fragmentami ich krainy. Urzekająca.

      • Rivulet pisze:

        No widzicie jak to różnie można odbierać…
        My z Krzyśkiem zawsze przy scenie w Helmowym Jarze jesteśmy zniesmaczeni widząc armię sztywnych robokopów 🙂 U Tolkiena elfy były inne, jednocześnie bardziej serdeczne i jakieś takie… szlachetne, w taki ciepły sposób. Do Helmowego Jaru po prostu by wbiegły lekko, w różnych strojach, bardziej miękkich niż te lśniące zbroje zrobione na jedno kopyto. Tutaj elfy są zimne i odległe. Nie wiem jak to określić, król elfów w filmowym Hobbicie to już w ogóle dla nas porażka, wygląda jakby był na prochach 🙂
        Może to kwestia przywiązania do książki i tych wszystkich pięknych wyobrażeń – uwielbiałam te momenty w Rivendell (radosna uczta!), Lorien, to domyślanie się, o co chodzi z Arwen (w książce prawie jej nie ma), szukanie przesłanek kto ma pierścienie, wzruszanie się słowami Galadriel, która nie budziła strachu tylko radość w sercu. Ojciec Badeni lubił porównywać Galadriel do Matki Bożej z Częstochowy 🙂
        Lewisa wstrząsające są „Listy starego diabła do młodego”… I mam coś o modlitwie, ale jeszcze nie dałam rady przebrnąć 🙂
        Uściski :))

        • ruttka pisze:

          Galadriela zawsze mi przypomina Maryję, zwłaszcza w tej scenie, gdy stoi na tle nieba i powoli odwraca się do Gandalfa. Piękna, urocza, uśmiechnięta, pełna tajemnicy i pokoju.
          A elfy to są Aniołowie. I właśnie tak je sobie wyobrażam: nie tylko piękne i łagodne, lecz uzbrojone w siłę, wojownicy, na których można polegać, ustawiony w szyku orszak zbrojny. Wiele lat temu tak mi się właśnie przyśnili- zbroje z jasnego metalu, szyszaki na głowie, trzepoczące sztandary, godność i siła, pewność, że stoją na straży, że otoczą szańcem bogobojnych.
          I dokładnie taki sam obraz zobaczyłam w tym filmie

          • Rivulet pisze:

            Też tak wyobrażam sobie aniołów 🙂 Zwłaszcza moi chłopcy uwielbiają ten obraz Bożych Wojowników z mieczami itd 😉

      • Alicja M.M. pisze:

        Rut, a znasz „Póki mamy twarze”? Ostatnia książka Lewisa, dla mnie chyba najważniejsza. Gorąco polecam! (Ale nie ten nowy przekład „Dopóki mamy twarze”, z okładką sugerującą tanie romansidło).

  7. Rivulet pisze:

    I tak Rut, mam to samo przy Narni… Ta scena oddania życia a potem zmartwychwstania jest porażająca… Zawsze płaczę 🙂

    • Alicja M.M. pisze:

      Dla mnie (w powieści) niesamowita jest też potem ta krótka scenka zabawy dziewczynek z Aslanem. Majestat i potęga sacrum, i zarazem taka bliskość… genialne literackie zobrazowanie czegoś z przeżycia mistycznego.

      • ruttka pisze:

        Tak, cały Jezus. On też umiał się bawić, żartować, nie był nadętym ważniakiem ani smutasem:)
        I jeszcze ta scena, gdy dzieci zasiadają na 4 tronach i nakładają im korony. Synowie i córki Boga. Też się rozklejam wtedy, bo przypominam sobie o swojej godności, darmo darowanej.

        • Rivulet pisze:

          Dokładnie… A też Was wzrusza ten moment w drugiej części, gdy w lesie tylko Łucja widzi Aslana, a inni próbują jej wytłumaczyć że to niemożliwe? I tekst Edmunda, że ostatnim razem jak nie posłuchał Łucji to wyszedł na głupka, więc wierzy choć nie widzi? Zawsze mam ciarki…

          • ruttka pisze:

            Jak apostołowie, którzy nie uwierzyli Marii Magdalenie i innym kobietom i …wyszli na głupków i niedowiarków;)
            Tam Ewangelia jest w każdym zakamarku🌺

      • Rivulet pisze:

        Aha, Alicjo przypomniało mi się że miałam ci napisać, więc już piszę tu – też mam ten tomik Papuzińskiej 🙂 Zwykle kupuję prozę, ale jakiś czas temu coś mnie tknęło i kupiłam (może urzeczona jej książkami dla dzieci, które często czytamy). Jest cudowny! Zwłaszcza wiersz o ojcu…

  8. mama+trójeczki pisze:

    W Waszym życiu – moim zdaniem – jest mnóstwo miłości, dojrzałości, wiary i spokoju ducha – wbrew wszystkiemu. To właśnie czyni zwykłe życie niezwykłym.Zwłaszcza w obecnych czasach…

  9. Marzanka pisze:

    Przeczytałam wszystkie komentarze – są jak ciepła, mądra rozmowa przy herbacie z domową konfiturą. Dziękuję Wam, że mogłam się przysiąść 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *