Nagle spada ciśnienie, a na niebo nadciąga fregata ciemnych chmur. Czuję, że muszę się położyć pod kocyk i podrzemać. Hania przynosi mi ciepły termoforek, a Lalcia siedzi obok zagrzebana w drugi kocyk. Z półeczki na ścianie patrzą na nas przenikliwie ulubieni święci. Między nimi błękitnooka Maryja. Namalowałam ją miesiąc lub dwa miesiące temu, zaraz po Wenantym.
Po jakieś chwili, gdy już prawie zasypiam, słyszę:
– Robiłam z Maryją zawody kto dłużej wytrzyma bez mrugania – prawi córeczkowy głosik.
– I co? – mruczę jak niedźwiedź z gawry.
– Przegrałam – przyznaje się głosik.
– Domyślam się – mruczę znowu.
– Maryja jest mistrzynią „niemrugania” – sprawiedliwie przyznaje moja rozmówczyni.
🙂
Zresztą, nie tylko w tym jest Mistrzynią🌸
Jej wzrok niegasnący, powieki nie znające znurzenia, cała zapatrzona w Boga i z troską patrząca na nas.
Zasypiam pod niebieskim niebem Jej spojrzenia i budzę się każdego ranka w lazurze Jej oczu.
Mistrzyni niemrugania – dobre! 🙂
w tym nie próbowałaś Jej jeszcze naśladować, co? 🙂
Ostatnio przegrałam w tym pojedynku z własną Elką, więc… Nie, nie będę próbować 😀
🙂