Obok cmentarza, zaraz za jego starym murem z czerwonej cegły, stanął mały budyneczek o nowoczesnej bryle sugerującej samym kształtem, że będzie jakimś przybytkiem użyteczności społecznej.
Wyrósł szybko, można by rzec jak grzyb na jesieni, gdyby nie fakt, że budowano go zimą. Po jakimś czasie opatrzono go dużym napisem na froncie: LECZENIE BÓLU.
Zadziwiający kumunikat, na poły buńczuczny, na poły zaś ironiczny z uwagi na sąsiedztwo zza ceglanej ściany.
– Jakiego bólu, którego z miliona cierpień, jakie znosimy dotyczy? – myśli same zaczęły klekotać w głowie.
Patrzę na napis, na mur czerwony za nim tu i tam szarpnięty zębem czasu, na wystające zza niego krzyże i nagrobki.
Śnieg na nich leży i cisza warstwą białą.
Co jakiś czas kładziemy tu kogoś, coraz mniej liczne i bardziej ciche kondukty prowadzą kolejnego, który pokonał już ziemski ból.
* * *
Parę tygodni później budyneczek za cmentarzem jakby się zawstydził swojej deklaracji.
Szyld zniknął, a na jego miejscu zawisł bardziej adekwatny do możliwości : Przychodnia rodzinna.
Pięknie zobaczone i pięknie napisane. Dziękuję