Jest w malowaniu niemal każdego obrazu taki moment, że płótno wygląda jak brudna szmata, którą ktoś wytarł zachlapaną wieloma kolorami podłogę.
Chaos i bezład.
Najczęściej w tym momencie wpadam w rodzaj paniki:
i co dalej?
jak ja z tego wybrnę?
nic nie widać?
nie da się tego poprawić!!!
Kusi mnie wtedy, zawsze mnie kusi, by rozwiązać troczki fartucha, wrzucić pędzle do słoika z wodą, odstawić paletę, a zaczęty obraz schować za szafę i o nim zapomnieć.
Trzeba pewnego rodzaju odwagi i hartu ducha i wiary, by jednak malowanie kontynuować.
A potem olbrzymiej pracy, by z chaosu i bezkształtu wydobyć obraz.
Niemal zawsze się udaje.
Namalowałam już pewnie prawie pół setki obrazów. Powinnam już wiedzieć, że prawie zawsze się uda, zaufać swoim oczom, rękom, wyobraźni, intuicji…
A jednak… za każdym razem jest ta chwila i ta pokusa.
Świat w ostatnich miesiącach, a może nawet latach wygląda właśnie tak jak malarskie płótno na etapie chaotycznych plam. Od samego patrzenia i słuchania kręci się w głowie, a serce robi woltę spazmatycznego skurczu.
Wszystko nam się pomieszało: prawda i kłamstwo, dobro i zło, zwierzę i człowiek, piękno i brzydota, rzecz i osoba, miłość i pożądanie, wolność i swoboda, słowa i pomyje, przestępstwo i dobry uczynek, ideały i ideologie…
Wydobycie z tego kształtów i sensu jest już poza naszymi możliwościami. Trzeba być mistrzem z wizją. My nie jesteśmy mistrzami, a nasze wizje to tylko fatamorgany na pustyni.
Spoglądam na Niego.
– Czy wierzysz, że umiem to zrobić? – pyta z uśmiechem.
– Nie ma takiego chaosu, który przeraziłby Mnie tak, że odłożę pędzle i odejdę zrezygnowany. Nadam waszemu życiu i światu ład i sens.
Gdyby nawet wasze grzechy była jak splamiona szmata…
nawet wtedy…
Świat chyba zawsze był taki… Zobacz, co sie dzieje podczas wojen… Choć z drugiej strony faktycznie atak na podstawy, na wiarę jest obecnie bardzo silny. Ale i tak ostatnie słowo należy do Niego!❤
Tak, ostatnie Słowo to On. Pierwszy i ostatni, alfa i omega❤️