Chyba jesteśmy jedynym regionem, na który napadał biały puch z anielskich pierzyn. Wszyscy znajomi z całej Polski piszą, że u nich nie ma ani grama.
A u nas…
Skrzyp, skrzyp…
Spaceruję po sadzie, a śnieg wsypuje się w moje trzewiki. Otrzepuję zielone łapy choinek z ciężkiego puchu. Staję na sankowej górce i medytuję nad „być albo nie być” czyli możliwością zjeżdżania z górki z przetrąconym kręgosłupem:)
Mąż idzie środkiem podwórka, a jego wielkie czarne „wolanki” ( tak się je tu nazywa:) znaczą ścieżki na śniegu.
– Musimy nanieść drewna na dwa dni do pieca – mówi głośno do naszego syna.
Za stodołą napotykam ślady wielkich kopyt i idę z nowiną do męża.
– To musiał być łoś – mówię – W nocy przyszedł do naszej stodoły.
– Niemożliwe. Może sarna.
– Nie, na sarnę za duże. – tłumaczę – Wiem gdzie przechodzi pod siatką, poszłam po śladzie.
Na podwórku stoją dwa bałwany. Jeden nieco podobny do kota za sprawą wąsików, które przyczepiła mu moja mama. Drugi – wielki jak Buka i z pąsowymi policzkami. Wysmarowałam mu je farbą akrylową. A jakże:)
Zresztą bałwany są tu niemal w każdym ogródku. Wyrosły jak grzyby po deszczu.
Ludzie oszaleli z radości, a dzieci były wprost nieprzytomne, gdy na ziemię sfrunął biały puch.
Na zdalnych lekcjach jeden przez drugiego opowiadały mi co ulepiły i w jakiej ilości. Nawet, gdy wyszliśmy ze mszy w niedzielę tematem numer 1 w rozmowach był śnieg i bałwany.
Nasze koty są zdumione. Trzy młodsze nigdy nie widziały śniegu, bo ostatnie dwie zimy upłynęły praktycznie bezśnieżnie. Łapki im teraz zapadają się w tym czymś białym i dziwnym:)
I nagle sikorki z brzuszkami jak szmaragdy całymi stadami siadają na słoninie. Jakby ją nagle spostrzegły, choć wisiała już wcześniej.
Otulone dachy, płoty, drzewa, pola, dróżki.
Otulone myśli, serca, marzenia, sny.
Nagle wszystko otulone bielą.
Szarość i szorstkość przestały ranić.
Skrzyp, skrzyp…
Super 😀 U nas już spadł w tym roku dwa razy, najpierw ulepiliśmy stado bałwanów, a za drugim razem w ruch poszły sanki 🙂 Dziś nie ma, ale czekamy na kolejny wysyp… Od razu radośniej z taką bielą za oknem…
pada deszcz, wigilia w deszczu. Ale co tam: najważniejsze to mieć Boże Narodzenie w sercu:)
Cudowne bałwany! Ten z rumieńcami to mój faworyt 🙂
rumieńce zrobiłam mu farbą akrylową:)