Postanowiłam przywrócić do życia, to co przywrócić do życia potrafię.
Moje pelargonie.
Reszta spraw jest poza moim zasięgiem.
Mogę tylko wybrać: pragnę Jego woli czy swojej?
I wybieram Jego.
Suchym aktem woli.
Bez kalkulowania.
Nie szukając własnych korzyści. Ani sensu, bo ten wymyka się mojemu rozumowi jak strumień wody wymyka się z dłoni.
Nie muszę nic wiedzieć. Nie muszę nic rozumieć.
Jedyne co do mnie należy to wybrać: tak czy nie.
Kamyk biały czy czarny?
Urim czy Tummim?
I z moim wyborem w dłoni trwać przed Jego Obliczem.
Niewzruszenie.
Na tyle niewzruszenie, na ile pozwala mi na to moja kondycja.
A jestem tylko złotym liściem drżącym na wietrze.
On wie.
On rozumie.
On decyduje.
On kocha.
Ja zajmę się badylkami. On – całą resztą.
Złamanymi sercami, zwichniętymi skrzydłami, pożogą myśli…
Ufam Tobie.
To już prawie dwa tygodnie… I przez cały ten czas zastanawiam się jakich użyć słów, aby oddać to, co czuję i czym chciałabym się z Panią podzielić. Bo ja naprawdę wierzyłam ze Ewie się uda, że te frędzle pomogą. Ale wiem też doskonale, że ” myśli moje nie są myślami waszymi ani drogi wasze drogami moimi – wyrocznia Pana”. Choć wcale przez to nie jest łatwiej. Tylko ten popiół. I to co chodzi za mną od jakiegoś czasu: napisz Jej to- więc piszę- nie całkiem od siebie, bo z natchnienia- ale od serca. I otulam.
Daj nam wiarę, że to ma sens.
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są – dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze.
Że odeszli po to by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie.
Dziękuję, że napisałaś Ewo. Że posłuchałaś Jego głosu. Tylko Jego warto słuchać. Jego pociecha pociesza naprawdę.
Ewie się udało. Naprawdę. Przeżyła piękne życie. Zostawiła na ziemi wiele okruchów Boga dla nas. Bo kiedy świat ucztuje na ziemi, zostawia nam wszystkim tyle dobra.
Jest mi ciężko Ewo i bardzo smutno, ale się przyzwyczaję do tej innego rodzaju obecności Ewy. Bo ona wciąż jest. Bardzo blisko. Wszystko widzi, wszystko wie, modli się codziennie razem ze mną.
Dziękuję, że mnie pocieszyłaś Ewo. Przypomniłaś tę piękną kolędę dla nieobecnych, którą kiedyś leczyłam range serca po śmierci mego taty. On miał 53 lata, gdy umarł.