Miałam dziwny sen.
Nie pierwszy raz miewam dziwne sny. Mój mąż i dzieci śmieją się nawet z tego, bo, gdy im czasem rano opowiadam, nie mogą wyjść z podziwu co też to siedzi w mojej głowie.
Dziś w nocy musiałam koniecznie wstać. Przypominał mi o tym prozaicznie pęcherz.
Herbatka na noc to dobry pomysł, lecz ma też swoje ALE:)
Wstałam więc, usiadłam na krawędzi łóżka, skonstatowałam jednym uchem, że nasze starszaki wciąż – mimo później pory – rozmawiają i śmieją się na poddaszu.
– Co o oni tam robią w środku nocy? – zadałam sobie nawet w myśli retoryczne pytanie i skierowałam się w stronę ubikacji. Po drodze rzuciłam jeszcze okiem na salon i… nagle mnie wmurowało, bo oto mój syn stał w nonszalanckiej pozie przy parapecie okna.
– Przecież przed chwilą słyszałam jego śmiech i niski tembr głosu z góry – zreflektowałam nad wyraz przytomnie – Coś tu jest nie tak! Ja chyba nadal śpię!
I rzeczywiście.
W tym samym momencie poczułam, że wciąż leżę na łóżku, obok mnie śpi mąż, a pęcherz wciąż domaga się swego.
– Teraz muszę już naprawdę się obudzić – postanowiłam twardo i spuściłam nogi z łóżka.
Dwa głębokie wdechy i … genialna myśl. Stanę obok szafy, oprę się plecami o jej drzwi i ich chłód na pewno mnie otrzeźwi i wybudzi. Tak zrobiłam. Przyjemne zimno rozlało się po ramionach i plecach.
Super. Jestem obudzona.
Idę!
Wciąż słyszę rozmowy moich starszych dzieci z góry. No trudno, najwyżej się nie wyśpią na jutro. Przywileje młodości:) Ja tylko śmignę do łazienki i…
Staję w progu sypialni i zauważam, że drogę tarasuje mi sterta pluszaków, w tym jeden gigantycznych rozmiarów. A na schodach siedzi Ala i się uśmiecha.
– Skąd się wzięły tu te zabawki? – pytam córkę.
– Po prostu tu leżą. – odpowiada równie nonszalancko jak pierwej syn stał oparty o parapet w salonie.
Wtedy znów mnie olśniewa: Coś tu nie gra! Ja wciąż śpię!
I wszystko powtarza się od nowa. Pod moimi plecami miękki materac, okrywa mnie ciepła kołdra, a pęcherz… Ratunku!!!
Pętla.
Wpadłam w pętlę.
Jestem zupełnie świadoma, a nie potrafię wyjść ze snu. Myślę logicznie, a przebywam w surrealistycznej przestrzeni bez drzwi.
Zaczynam odczuwać panikę.
Wtedy pojawia się myśl jak koło ratunkowe:
Otwórz oczy. Rut, otwórz oczy!
Otwieram. Ciemność i cisza spowijają dom. Wstaję powoli niepewna czy aby na pewno… Wychodzę z pokoju. Spoglądam z niepokojem na parapet w salonie i schody. Pusto.
Udało się.
Wspomnienie snu – pętli jest jednak ze mną cały dzień. Porusza moje myśli, stoi w tle zdarzeń.
To był tylko sen.
Lecz ile razy w ciągu ostatnich dwóch lat słyszałam : „Wiesz Rut, czasem myślę, że to tylko zły sen. Że wystarczy się obudzić i wszystko będzie dobrze. Ale… nie mogę się obudzić”.
Życiowe tragedie. Rozwody. Zdrady. Śmiertelne choroby. Bliscy mi ludzie, przyjaciele w tunelach bez wyjścia.
Matrix.
Otwórz oczy. Otwórz moje oczy.
Proszę.
wyraźnie znak czasów ostatecznych. Ks. Dominik o tym mówi w konferencji https://youtu.be/93e5__51f4k . Jesteśmy wojowniczkami Maryi. Z Bogiem i Maryją wszystko da się przejść.
I to uczucie ulgi i niedowierzania, kiedy Pan Bóg wreszcie wyprowadza z pętli… kiedy sytuacja się zmienia…
Tak Kawusiowa. W środku oku cyklonu jaki przeżywam wraz z zagubieniem się męża , dzięki oddaniu wszystkiego Bogu , jestem jak w miękkiej otulinie Jego Miłości. Wyraźnie daje mi siły na ten etap małżeństwa. To cud, bo cios przyszedł właściwie na wychodzeniu z głębokiej depresji. Powinnam leżeć w łóżku i rozpaczać. A przecież nie. Pozwalam Bogu objawić swą moc i jak zwykle po wielekroć w historii, pozwolić Mu przemienić zło w dobro, a cierpienie niewinnego w łaski . Cholernie to wszystko boli, kosztuje gorzkie łzy, ale mam głęboką pewność , ze warto.