Czytam „Dzieci z Bullerbyn” – lekturę drugoklasistów. Dzielimy się z Lalą sprawiedliwie. Ona rozdział i ja rozdział, a Nusia się przysłuchuje i zagrzewa. Sama zaś ma problemy z przełknięciem „Zemsty”.
– To nudne. – mówi – Nic z tego nie rozumiem.
– Weź sobie opracowanie w necie przeczytaj. – proponuje drogę na skróty brat.
Obie z Alą oczy wywracamy na drugą stronę ze zgorszenia.
– Nudne? – pytamy chórem –Fredro?!!
– Weź, znajdź teatr w necie. Obejrzymy z nią razem i wtedy zrozumie i łatwiej jej będzie czytać – zarządzam.
Więc oglądamy. W tej słynnej najnowszej wersji filmowej Wajdy z plejadą sławnych aktorów.
Obie z Alą zwijamy się ze śmiechu, recytujemy z pamięci najsłynniejsze smakowite zdanka.
– Mocium panie, me wezwanie… mocium panie, w tym sposobie…
– Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby
A Nusia?
– Weź nie śpij!!! – gorszy się starsza siostra i kuksańca jej w bok daje.
Mimo tej niemocy, następnego dnia córka średnia jeszcze raz dzieło przeczytała i… fabułę pojęła, a nawet…
– Ciekawe to – rzekła pochlebnie, co pewnie nieco uspokoiło hrabiego Fredrę w grobie:)
Laurcię przepytuję z tabliczki do 30. Na wielkiej płachcie wypisuję słupki kolorowymi flamastrami. Żmudny proces próbuję zmienić w zabawę. I się udaje. Niechętne dziecię samo zaczyna się napraszać o przepytywanie z tabliczki.
– Lubię tabliczkę. – wyznaje
Z najstarszą przerabiam biologię do matury. Nic już nie pamiętam z tej dziedziny, ale zdrowy rozum i łeb a karku wciąż posiadam, a to nieoceniona pomoc z zgłębianiu zadań z genetyki. Kiedy tak razem ślęczymy, maturzystka, której ostatnio żagle przywiędły jakoś, nabiera rumieńców i werwy.
– Muszki owocówki o szkarłatnych oczach z miniaturowymi skrzydłami
– Pomidor o łodydze ciemnej z włoskami
Rankiem dnia następnego budzę się z „osteoblastami” i „osteoklastami” w głowie.
🙂 🙂 🙂
I tak sobie myślę, że wzbudzanie zapału i entuzjazmu to jeden z największych talentów, jakie mamy.
Bo do każdego trzeba mieć odpowiedni klucz, albo raczej – wyrażając się współcześnie – kod dostępu.
Jednego zmotywuje pochwała, inny zareaguje, gdy na niego krzykniesz, trzeciemu można zaproponować współpracę lub rywalizację, czwarty zbudzi się od kuksańca w bok. Są tacy, którym potrzeba kolorowego wykresu albo innego zobrazowania. Czułości. Podnoszenia porzeczki. Poważnej rozmowy. Obrócenia czegoś w żart. Ciastka z kremem:) Marchewki na kiju:)
Trzeba iść przez życie i zbierać kolejne klucze do kolejnych osób, sprawdzać je raz po raz, by nie zardzewiały, czasem przeszlifować, bo po latach zgrzytają w zamku. Bo przecież chłopak, który 20 lat temu został moim mężem, dziś już jest inny.
Trzeba też mieć klucz najważniejszy.
Klucz do samego siebie.
Bez niego nigdy nie będziesz swoim własnym przyjacielem.
A jeśli go masz…
nie ma góry, której nie ruszysz z posad,
ani rzeki, która będzie zbyt głęboka,
nie ma tragedii, której nie uda się przejść,
ani nudy, której nie da się uleczyć.
Ja mam kilka takich sposobów na samą siebie. Gdy czeka mnie naprawdę trudny dzień, tydzień, czas, obiecuję sobie nagrodę.
Mówię: Rut, jeśli to przejdziesz…
To nie musi być nic wielkiego ani nic drogiego. Po prostu miła chwila. Jakieś małe spełnione marzenie.
Ulubiona napoleonka kupiona w cukierni. Książka. Chwila z gorącą czekoladą i ciszą. Obejrzenie starego filmu z dzieciństwa. Nasiona nowych kwiatów.
Działa.
Klucz zgrzyta w zamku… i drzwi uchylają się.
Effata.