Słodki jak miód głos komentuje i zachęca.
Że naturalny twaróg i kruchy spód. I masło. I zdrowie. I tradycja. Na ekranie zgrabny kawałek sernika wyłania się przy wtórze bożonarodzeniowych dzwoneczków. Patrzymy z Laurcią a ślinka potoczkiem wypełnia usta.
– Jedyne 9,99 za opakowanie. – dodaje koronny argument miodny głos lektorki.
-Hmmm. – wpada w refleksję moja mała towarzyszka – 9,99 za opakowanie. A ile za sernik. – dodaje z nutką zawodu:)
I tak sobie myślę, siedząc przy choince. Znów takiej samej jak rok, dwa, trzy, osiem. Ten sam anioł skrzywiony z czasów buntu dwulatka Alusi znów jest bliski płaczu. Musierowiczowskie Janioły z nieco sfatygowanymi skrzydełkami podfruwają przy zabytkowych już prawie czerwonych lampkach. I pierniki pachną z przepisu tego co zwykle czyli Petsona i Findusa. Gwiazda na czubku co roku doklejana i ozdabiana. Wszystko to same a przecież inne.
Tak siedzę sobie ta sama i zupełnie inna. Patrzę tą samą nadzieją co zwykle, choć oczy nieco mi wypłowiały. I jak dziecko czekam wciąż na prezenty, ale wiem już, że w różnych przychodzą opakowaniach.
Czasem pudełko jest ciemne. Ale to nie zmienia faktu, że to, co otrzymuję jest prezentem.
W minionym roku tych ciemnych pudełek dostałam kilka. I zupełnie jak dziecko się przestraszyłam i rozpłakałam rozczarowana. Nie będę wam opowiadać o wszystkich. Najciemniejsza była choroba mojego męża.
Ale to tylko opakowanie. Ono nie jest esencją. Zdejmuje się je, wyrzuca do kosza i z czasem zapomina.
To, co odkryjesz na dnie pudełka jest dla ciebie. Zawsze trafione. Zawsze dobre, choć nie w sposób banalny i oczywisty. Zawsze bardzo osobiste i tylko dla ciebie.
Tak jest z chorobą mego męża i wszystkimi tymi rzeczami, które dotknęły mnie w ciągu ostatnich miesięcy. Dotknęły bardzo mocno. Zburzyły co trzeba i co trzeba budują na nowo.
Mój mąż jest zdrowy. Żyjemy. Cieszymy się. Patrzymy w przyszłość. Rosną dzieci i dom nabiera ostatecznych kształtów.
Jestem jeszcze słaba, ale tym bardziej czuję obecność Tego Mocnego. Odkrywam sens tego, co przyszło i czułość, z jaką byliśmy niesieni przez wzburzone fale. Uczę się odróżniać opakowanie od zawartości daru. I wdzięczności głębszej niż dyktowana euforią.
Widocznie wszystko to potrzebuje ciszy. Dlatego więcej milczę.
Ale jestem. I dziękuję tym, którzy są ze mną.
W Nowym Roku życzę Wam kochani dużo jasnych prezentów, a gdy otrzymacie taki w ciemnym pudełku – życzę odwagi odkrycia, że to tylko opakowanie skrywające prawdziwy dar.