Nie ominął nas i tym razem. Krzyż Wielkiego Tygodnia. Jak co roku.
Ale chyba już się trochę przyzwyczailiśmy. Tak musi być, Bóg to dopuszcza po coś. On wie po co. Tym razem i tak był to ledwie symboliczny krzyżyk gorączki, rotawirusa, strachu, że nie wydobrzejemy na egzamin Dusia. I jak zawsze udało się.
Kiedy ma się świadomość, że doświadczenia są do Boga, to i jednocześnie pokój serca, że wszystko skończy się dobrze. Najlepiej jak to jest możliwe.
Dziś już jesteśmy na prostej. Pakujemy walizki, czekoladowego baranka i wyjeżdżamy do dziadków.
Wam wszystkim – bliskim i dalekim, znanym i anonimowym – życzymy błogosławionych świąt. Niech krople światła wypływające z pustego grobu Chrystusa obmyją wszystko, co jest jeszcze ciemnością w naszym życiu. Niech nowe, nieprzemijające życie wykiełkuje w nas wraz z budzącą się wiosną. Nadziei, miłości, pokoju i wiele dobra .
Rut z rodzinką:)