Siedzimy przy stole.
Ja piję kawę, malutka córeczka wyławia z plastikowej miseczki ostatnie chrupki o smaku orzechowym – pozostałość bo biesiadzie urodzinowej tatusia. Jak głosi porzekadło: „kto zjada ostatki, ten piękny i gładki” , więc Laurka jest i piękna i gładka i dodatkowo bardzo zadowolona, bo rodzeństwo poszło do szkoły i z nikim nie trzeba się dzielić.
Mruczy sobie pod noskiem, paluszki oblizuje, w końcu rzuca w kierunku mojego różka stołu trafny komentarz:
– Przegąska taka.
Omalże się nie poparzyłam kawą:)
Hobbici wśród wielu posiłków mieli swój podkurek, my – od tego pamiętnego dnia mamy przegąskę.
– Przegąska – znowu mruczy sobie kontenta nad plasterkiem wyjątkowo wyśmienitej szynki. – Od kogo to?- chce znać szczegóły
– Od świnki. – mówię, śmiejąc się.
– To świnka córeczko. – doprecyzowuje tatuś, zamykając odrzwia lodówki.
Dziewczątko połyka kolejny kęsek i…
– Ale nie zyje – zauważa słusznie i odchodzi pałaszując resztę plasterka.
Nieżywa przegąska:)