Wchodzę do sklepu z Laurką.
Tak przy okazji, po drodze z biblioteki, skąd targamy kolejne wiekopomne dzieła Brzechwy, Tuwima, itp. Od progu wita nas uśmiechem pani ekspedientka, która jest przy okazji mamą trojga moich uczniów.
Oglądamy sobie uważnie z córeczką cały asortyment , każda na swoją rękę i każda na swoim poziomie. Ja – półki bardziej górne, Laurka -wszystko bliżej podłogi. A i na samej podłodze stoją ciekawe produkty.
I nagle słyszę…
– Mamusiu, a jak urodzi nam się mały dzidziuś, to kupimy mu takie ksiesiełko? – pyta córeczka wskazując mały kolorowy mebelek.
– Tak, tak. – odpowiadam, nie wchodząc w szczegóły tematu.
– I kupimy nasiemu dzidziusiowi taki noćniciek?
– Tak, oczywiście. – znów potwierdzam i napotykam pełen błysku wzrok miłej pani zza lady.
I już wiem jakie będą najświeższe ploteczki na nasz temat:)
Nie mające nic wspólnego z prawdą – dodam.
Oprócz tego, że gościli u nas niedawno nasi przyjaciele z Ukrainy z trójką dzieci. Najmłodszy ośmiomiesięczny Romuś tak zauroczył naszą Laurkę, że każdy dzień przemienił w tęskne wyczekiwanie, że i nam lada moment urodzi się „naś dzidziuś”.
Czasem i moje serce daje się ponieść takiej tęsknocie.
Mknie wtedy jak łódeczka z kory z żaglem z liścia. Nie straszne jej żadne sztormy i wichury. Zapomniała już połamane maszty i supły na linach. Jej przeznaczeniem jest płynąć.
Wiosna. Ach, to ty!