uduchowiony

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

Nawet stoły miewają duszę.

Nie, nie te nowoczesne na
metalowych rurkach zamiast nóg i ze szklaną taflą zamiast blatu.

Przy takim stole siedzę sztywno i
uważam byśmy sobie nawzajem nie zrobili krzywdy. Ja jemu, a on – mnie.

Ale są stoły, które mają duszę.

Naszemu kuchennemu powoli ta dusza
narasta. Żłobi się w drewnie za każdym razem kiedy któreś z dzieci rysuje lub
odrabia lekcje. Subtelnieje z każdym zjedzonym posiłkiem, każdą wypitą
filiżanką kawy. Oddycha każdym wypowiedzianym nad nim słowem.

Ale to młody stół jeszcze.
Zaledwie kilkuletni. Jego dusza wciąż jest w powijakach.

Co innego ten drugi. Staruszek,
który będzie stał w letnisku.

Znalazł go Dusio w ciemnej
dziadkowej piwnicy. Rupieć obrośnięty kurzem, o którym dawno już ludzie
zapomnieli.

– Mogę sobie wziąć ten stół? –
zapytał syn oglądając mebel z każdej strony.

I tak, po wielu latach stół ujrzał
światło słońca.

Słońce jak to słońce – wydobyło z
mroku całe jego piękno, ale i obnażyło jego choroby i starość. Misternie
toczone, ale kulawe nogi, wszędzie ślady działalności korników, brak dwóch
szuflad, rozeschnięte deski.

– Nie, on się do niczego nie
nadaje – jęknął mężulek.

Dusio i ja jednak ujęliśmy się za
stołem.  Widzieliśmy w nim coś więcej niż
zniszczony sprzęt. Nie wrócił już do wilgoci i ciemności.

Czekał jednak cały rok.

W końcu postanowiliśmy zająć się
chorym, cierpliwym meblem.

Dusio szlifierką spolerował ciemny
od brudu blat, wyrównaliśmy mu nogi, a w końcu porządnie wyszorowaliśmy wodą z
mydłem każdy skrawek jego drewnianego ciała. Stary stół leżał na trawie jak
szczęśliwe cielę. Z nogami do góry patrzył w obłoki.

Rozmarzył się pewnie, że znowu
usłyszy nad sobą ludzkie głosy, poczuje ciepło bijące od kubków z herbatą. Ktoś
będzie biegał wokół niego, ktoś opatuli serwetą lub obrusem, położy rękę na blacie,
pogładzi po spłowiałym policzku. Inny ktoś położy na nim książkę, albo list
napisze. Oprócz skrzypienia korników usłyszy inne słowa, nasiąknie rozmowami,
zapachami…

 

Stoi teraz w pustym, jeszcze nie
do końca gotowym pokoju letniska, wygląda przez wielkie okno i czeka…

 

na nas, byśmy przywrócili mu
duszę…

pierwszym zjedzonym nań obiadem.

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wszystko. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *