relacja na żywo

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

 

Moje po – szesnastej, a przed – siedemnastą.

 

  1.  

Zupełnie profesjonalnie prowadzi
rozmowę . Przykłada telefon zabawkę do ucha i…

– Tak? Bonisz? ( Tak? Dzwonisz?)

Potem słucha, chodząc po pokoju. Kiwa
głową i robi wielkie oczy. Od czasu do czasu potwierdza natężoną uwagę:

– Tak, tak.

Staje przed drzwiami balkonu,
które podścielone aksamitem zmroku, stały się lustrem. Przegina się na bok,
przyjmuje pozę kobiety oglądającej swą nową balową toaletę.

– Tak. – znów rzuca w telefon.

Można ją obserwować bez końca i
odkrywać samą siebie.

 

2.

Wsiada na drewnianego konia.

-Ubaziam – dodaje sobie sama
otuchy przytrzymując się fotela.

– Ubaziam – zarzeka się ponownie,
gdy niebieski koń w kwiatki niecierpliwie rwie się do skoku.

Siadła. Kiwnęła się dwa razy i
już dotarła do celu.

Ale jak tu zsiąść?

Nóżkę zadziera do góry, ale ponad
głowę konia nie da rady unieść. Pokazywałam, że przy zsiadaniu nóżkę przekłada
się nad końskim zadem, ale nauka przez pierwszych pięćdziesiąt razy zwykle idzie
w las.

– Mamuś – sapie prosząco jeździec
– O ludzie! O ludzie! ( skóra zdarta ze mnie:)

– Ala, pomóż jej zejść z konia –
proszę unieruchomiona na kanapie.

 

3.

Wchodzi za fotele. Siada, plecki
przyklejając do grzejnika.

– Ciepło. Ciepło. – mruczy z
lubością i rozkłada kolorową instrukcję do gry.

Ale instrukcja jest koniecznie
potrzebna siostrze. Tej nieco starszej. I to teraz.

– Daj Ani – prosi więc wkładając
rękę do jamki przygrzejnikowej.

– Nie – wypada stanowcza
odpowiedź z półmroku

– Daj, Ania poczaruje – zachęca
tajemniczo i  by zareklamować dodaje
pierwsze zaklęcie – Babum-labum…

Maluch jednak nie nabiera się na
żadne, nawet najbardziej magiczne argumenty.

– Nie. – udziela ostatecznej
odmowy i zagłębia się w lekturze instrukcji.

 

4.

Lektura składa się z dwóch
kartek, więc nie mija minuta, gdy czytelnik pojawia się na dywanie na środku
pokoju. Wysypuje kwadratowe kartoniki z literkami i obrazkami.

-Osiołek, japko, ig-ła …–
recytuje, układając obrazki.

Niektóre przy okazji wsuwa pod
wykładzinę. Pewnie się jutro zdziwimy, że gdzieś zniknęły, a za jakiś tydzień
znajdziemy schowek.

Książeczka o małej krówce już tam
była na wycieczce.

Tak kiedyś mój brat Leon schował mamie kilka tysięcy gotówki:) To było przed denominacją:) Cośmy się naszukali!!! Jak widać nawet skrytki się dziedziczy.

 

5.

Mąż śpi z głową na moich kolanach
( dlatego jestem unieruchomiona).

– Jak ty to robisz, że masz tak
mało siwych włosów? – zapytałam go, nim zasnął – Ja mam tak dużo. Nie nadążę
farbować.

– Bo ja co rano staję w łazience
przed lustrem i jak zobaczę jakiś siwy włos, zaraz go wyrywam.

– Żartujesz?

– Nie. Poważnie. Wyrywam.

 

No, jakaś to alternatywa dla
farbowania:) Aczkolwiek ryzykowna.

 

 

6.

A ja sobie czytam o Pani
Łyżeczce. Piękna, nostalgiczna, ciepła książka, która zrodziła się jako blog i
w blogu ma swój ciąg dalszy. Adres obok w linkach.

 

7.

I właśnie się dowiedziałam, że
mam dziś imieniny. Zadzwoniła Aga i mi to obwieściła. Imienin nigdy dość, a ja
chyba naprawdę przeniosę moje zimowe na jesień.

– Ona ma w tym swój interes –
uprzedza Ksawerego Miś – Bo ona na prezent chce tylko krzaczki, a w lutym ziemi
nie rozkuje żeby je posadzić.

Miś jest nie w ciemię bity. No i
zna mnie na wylot. Od ponad piętnastu lat.

– Więc mam dziś imieniny. Kup mi
głóg dwuszyjkowy – zaapelowałam do męża po odłożeniu telefonu.

– A od kiedy masz dziś?

– Od dziś. Dzisiaj je przeniosłam
na dziś.

 

Tymczasem białe wino i zielone
boikeny odgrywają rolę przyjęcia.

 

 

8.

Święta tuż tuż. Nawet Mikołaj
święty ma już pierwszy prezencik w worku. A na wsi w sadzie znalazłam bazie.
Wielkanoc się zbliża wielkimi krokami, a tu jeszcze wieniec adwentowy nie
uwity.

Obok krzyża położył się na
parapecie mały gliniany Jezusek ze żłóbka. Jak to chłopak – ma nieco obity
nosek i rysę na policzku. Każdy by tak wyglądał, gdyby go nieustannie nosiły
czyjeś małe łapki, a czyjeś małe usteczka świergoliły : „Mały. Jeziuś.
Malija.”.

 

9.

Mąż się wyspał. Wytrząsnął
resztki snu spod powiek i wstał, ale poduszka na moich kolanach nim wystygła,
już została zajęta.

– To moje mieście !!! – oznajmiła
właścicielka różowych rajstopek i ułożyła główkę.

Jest specjalistką od zajmowania
cudzych miejsc i przemianowywania ich na swoje.


 

A ja myślę już po raz tysiąc dwudziesty czwarty, że nie chcę żadnego innego.
Tylko to moje. Skrawek miejsca i czasu, w którym się zadomowiłam.

Jedna godzina z mojego życia.



/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wszystko. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *