Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
Kucharzenie ma wiele wspólnego z czarowaniem, albo
komponowaniem.
Rut tak uważa.
Bo oto gotuje wczesno-jesienny kompot z kilku jabłek, które
spadły nim osiągnęły pełnię.
„Nie, nie będzie kwaśny” – myśli kucharka i zagląda do
lodówki. Znajduje w niej małe słoneczko cytryny. I już po chwili pół owocu wraz
ze skórką ląduje w gorącym wywarze. Natychmiast powietrze wypełnia woń cytrusu,
przywodzi na myśl ciepłe brzegi egzotycznych wysp.
„ Ale kolor. Nie będzie koloru” – medytuje nadal Rut nad garnkiem.
Wtem jej wzrok pada na szklany pojemnik wypełniony ciemnymi
płatkami. Hibiskus, który Iza-bella przywiozła jej z Egiptu. Po chwili dwa
suszone kwiaty wirują na środku pachnącego oceanu, a czerwień wąską smużką
rozpływa się w wodzie. Jak krew.
„Jeszcze nuta goryczy” – przypomina sobie Rut i dorzuca dwie
gałązki świeżej mięty.
Gasi ogień. Goryczy się nie gotuje.
Gotowe.
– Jaki pyszny, orzeźwiający kompot – zachwala mężulek
zmęczony po pracy.
Czy nie uważacie, że gotowanie ma wiele wspólnego z czarami?
I pewnie, gdyby Rut żyła dwieście lat temu, za sporządzanie takiego kompotu spłonęłaby na stosie:)
I nie tylko za kompot:)